wtorek, 29 listopada 2011

JONATHAN CARROLL "Kraina chichów"


Jak głosi opis z okładki, „Kraina chichów”, to najsłynniejsza książka autora „Zaślubin patyków”. Czy to prawda, nie wiem, podejrzewam, że tak. Jest to jednak dopiero moje pierwsze spotkanie z autorem.

Postanowiłam przeczytać, bo był taki okres, kiedy „Kraina chichów” gościła w wielu recenzjach i wszystkie ją polecały. Zainteresował mnie również tytuł, ciekawiło mnie, co dokładnie oznacza. Okazuje się, że jest to tytuł jednej z książek Marshalla France’a, na którego punkcie bzika ma Tomasz Abbey.

Pewnego dnia Tomasz spotyka w antykwariacie kobietę, od której odkupuje pozycję swojego ulubionego autora za 100 dolarów. Saxony, bo tak ma na imię dziewczyna, zaczyna się interesować, po co mu książka i tak odnajdują wspólną pasję, jaką jest osoba Marshalla. Jako iż marzeniem Toma jest napisanie biografii pisarza, udają się do Galen, gdzie mieszka jego córka i tam zaczyna się ich dziwna przygoda.

Czyta się szybko, a że książka nie jest długa, akcja również nabiera tempa w miarę posuwania się naprzód. Początkowo zwykłe miasteczko, zmienia się w tajemnicę do odkrycia. Ludzie, którzy nie przejmują się śmiercią, gadające zwierzęta i do samego końca podstępna Anna – córka Marshalla. Podobało mi się również zakończenie, które jakby nie patrzeć, nie było szczęśliwe.

Z książką czas spędziłam miło, ale jak dla mnie mimo wszystko nie była to rewelacja. Po prostu dobra rozrywka, którą oczywiście cenię. Myślę, że przeczytać warto chociażby ze względu na nietuzinkową fabułę i oryginalny pomysł. 

***

Kochani, mam dla was kupon rabatowy do wykorzystania w księgarni www.profit24.pl
SGNATNGTDBES

* Rabat naliczany od ceny katalogowej na całą ofertę z wyłączeniem wydawnictw szkolnych i akademickich.
Rabaty nie sumują się. Jeżeli w chwili składania zamówienia obowiązuje wyższy upust na poszczególne
tytuły niż kod rabatowy udzielony zostanie rabat korzystniejszy dla klienta. Kod rabatowy ważny do
19.12.2011 do północy. 

Zapraszam do wykorzystania :)

sobota, 19 listopada 2011

MAŁGORZATA NAPIERAJOWA "Jej mężczyźni"


Przy wyborze tej książki sugerowałam się tytułem przede wszystkim, stąd moje zdziwienia fabułą. Spodziewałam się historii kobiety wyzwolonego, swego rodzaju femme fatale, otrzymałam za to historię życia Marii Pietkiewicz i, tu oddaję honor, jej mężczyzn.

Marysia, bowiem od dziecka dorastała w świecie mężczyzn. Po śmierci mamy wychowywali ją wujek i ojciec, na skutek wypadków, jako nastolatka została zgwałcona w lesie przez trzech chłopców, co mocno odcisnęło się na jej psychice. Później wyszła za mąż i urodziła bliźniaczych synów.

Cała opowieść obraca się głównie wokół mężczyzn, w większości są to mężczyźni, którzy nieba by naszej bohaterce przychylili. Nic dziwnego, sama Marysia nie dość, że piękna i mądra, jest również dobra, życzliwa i utalentowana.

Autorka stworzyła dobrą, inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami historię rodzinną, którą czyta się szybko i przyjemnie. Co ciekawe, książka pisana jest niemal ciągiem, małe przerwy pomiędzy dłuższymi wypowiedziami, pozwalają nam się bez trudu zorientować kiedy przechodzimy do kolejnego wątku. „Jej mężczyźni”, jest lekturą pełną ciepła, humoru, przeplatana opowieściami z przeszłości i aurą takiego domowego bezpieczeństwa.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce. A ta, już od samego początku przykuła moją uwagę i naprawdę mi się podoba. Pasuje jak ulał do rudej i ślicznej Marii, ma też w sobie aurę tajemniczości i coś intrygującego.

Jedyne, co mi w niej nie pasowało, to pewna nieautentyczność. Może zwyczajnie się czepiam, ale Małgosia była dla mnie za „wzorcowa”, jej dialogi z synami, choć całkiem naturalne w realnym życiu, wydawały mi się momentami sztuczne i przerysowane. Nie wiem też, dlaczego młodych pisarzy cechuje specyficzny styl, który bardzo łatwo jest rozpoznać. Szczególnie widać to na przykładzie autorów polskim, którym jeszcze trochę brakuje do pisarzy obcojęzycznych.

Myślę jednak, że Pani Napierajowa napisze jeszcze nie jedną dobrą powieść, którą chętnie przeczytam. Szczerze jej kibicuję i trzymam kciuki.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res. Dziękuję!
www.novaeres.pl

wtorek, 15 listopada 2011

GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI "Inny świat"

 Gustaw Herling-Grudziński ma dosyć ciekawy życiorys. "Inny świat", to jego relacja z pobytu w sowieckim łagrze. Został tam osadzony niesłusznie i podczas, gdy przebywał w obozie, zebrał całkiem ciekawy i wstrząsający materiał na książkę.


W "Innym świecie" poznajemy łagry od podszewki. Grudziński opowiada nam o śledztwie, w trakcie którego więźniowie byli bici i zmuszani do podpisywania fałszywych aktów oskarżenia, o przewozie do obozu pracy, o podziale przestępców na politycznych i "urków", czy o samej pracy np. w lesie.


Osobiście nie potrafię sobie wyobrazić życia w tak spartańskich warunkach. Przy temperaturach dochodzących do minus czterdziestu stopni, ci ludzie musieli wychodzić do pracy, na wpół rozebrani, harować ciężko cały dzień, a otrzymywali za to 300g chleba  i miskę najrzadszej kaszy.


Każdy rozdział dotyczy bądź innej osoby, bądź innego wydarzenia w łagrze. Czytamy np. o Kostyliewie, który co jakiś czas opalał sobie rękę w piecu, aby uniknąć pracy, czy o Marusi zgwałconej przez ośmiu urków. Najważniejsze jest to, że w książce nie ma owijania w bawełnę. Wszystkie spiski, donosicielstwo, kradzieże chleba są tam na porządku dziennym, choć dla nas jest to coś niepojętego. Nie ma wzajemnej pomocy, mało kto potrafi zdobyć się na jakikolwiek odruch z głębi serca, bo najczęściej za takie przejawy dobroci płaci się własnym życiem. Ludzie zamieniają się w zwierzęta, to smutne, ale niestety prawdziwe. 


Czyta się bardzo szybko, historie są wciągające i przejmujące do głębi. Myślę, że książkę tę warto znać nawet pomimo faktu, że jest szkolną lekturą i będzie trzeba przeczytać ją z musu. Nie radziłabym się tym w ogóle sugerować, przy lekturze zapomina się o fakcie, że kazano nam ją przeczytać. Robi się to dla siebie, żeby poznać kawałek historii, choć brutalnej, to jednak naszej.


Zaznaczam też, że łagry, to całkiem inna historia niż obozy koncentracyjne, więc nie zaniechujcie czytania, nawet jeśli zetknęliście się wcześniej z "Opowiadaniami" Borowskiego na przykład.
Ja polecam, choć przyznam, że lektura nie jest przyjemna w odbiorze i mocno działa na psychikę.

wtorek, 8 listopada 2011

AGNIESZKA NIEZGODA "Dobranocka"


Pani Agnieszka z zawodu jest dziennikarką. Pisała na łamach „Polityki”, „ELLE” oraz „Twojego Stylu”. „Dobranocka”, to jej debiut powieściowy. Dosyć odważny i przyciągający czytelnika przede wszystkim poruszoną tematyką.

Majka, jak autorka, jest dziennikarką. Ma dużo pieniędzy, pieska Bazylego, męża, z którym właśnie się rozwodzi. Jej aktualny partner przestaje spełniać oczekiwania, więc rzuca go i zdaje się na los. Wyrusza na łowy, a my czytamy o tych jej podbojach, rozmyślaniach nad mężczyznami, próbach znalezienia szczęścia, nie tylko przy okazji miłości na kilka randek i wspólnej nocy.

Bardzo kobieca książka. Myślę, że wyłącznie dla kobiet, bo nie jeden mężczyzna mógłby się przy niej poczuć nieswojo, zacząć kipieć gniewem lub robić jakieś analizy porównawcze. Rozbiera się tam mężczyzn na części pierwsze, analizuje, testuje i rzuca, gdy nie są dosyć dobrzy. Odziera się ich ze złudzeń, sztuczności, urojeń i fetyszów. Samo życie, powiedziałabym. Każda z nas znajdzie w niej coś dla siebie, może będzie to jedynie miła rozrywka, a może troszkę ukojenie w bólu po stracie modelowego samca.
Lubię sobie od czasu do czasu przeczytać o takich wyzwolonych kobietach, które niczego się nie boją, potrafią postawić na swoim, zrobić wokół siebie szum. Może to dlatego, że sama nie jestem tak odważna, że troszkę je podziwiam, chociaż zazwyczaj nie mówi się o takich osobach z sympatią.

Sami bohaterowie bardzo ciekawi i barwni, myślę, że autorka celowo wybrała kilka modeli mężczyzn, które skutecznie zdemaskowała, niektórych pochwaliła, innych zwymyślała. Pomysł zmiany imion genialny: Gucio, Rumcajs, Bzyk Cytrynka, Bzyk Skarpetka. Każda nazwa kojarzy się z właścicielem, ciekawe rozwiązanie, urozmaica lekturę.

Podsumowując, przy książce miło spędziłam czas, pośmiałam się, zastanowiłam, doszłam do pewnych wniosków. Podobała mi się, każdej kobietce polecam. 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nowy Świat. Dziękuję!
www.nowy-swiat.pl

niedziela, 6 listopada 2011

MAŁGORZATA GUTOWSKA-ADAMCZYK "Cukiernia pod Amorem. Hryciowie"


Wreszcie, po dość dużej przerwie doczekałam się ostatniej części sagi o rodzinie Zajezierskich. Czym prędzej zabrałam się więc za czytanie i… nie od razu potrafiłam się wciągnąć, tak jak przy poprzednich tomach. Składam to na karb długiego oczekiwania na ostatnią część, bo wkrótce po przeczytaniu kilku rozdziałów wszystko stało się dla mnie jasne i mogłam z uśmiechem na ustach kontynuować lekturę.

Tom trzeci, bardzo wiele nam wyjaśnia. Z reguły jest tak, że ostatnim tomom przypada to w udziale, więc myślę, że tym bardziej są przez czytelników wyczekiwane.
Tutaj przypada on na okres II Wojny Światowej, więc czytamy głównie o problemach rodziny Celiny z głodem, trudnymi warunkami życia, dowiadujemy się też, skąd w tej historii przybłąkał się Leon Hryć, przyszły mąż Celiny. Ogólniej mówiąc, poznajemy z bliska trud życia w Warszawie, eksterminację Żydów, masowe egzekucje. Ciekawym wątkiem są losy Giny Weylen, bohaterki, którą bardzo polubiłam za jej chart ducha i zaciętość.

Wiele rozdziałów poświęcono tym razem czasom współczesnym, do których przecież bardzo szybko zbliżały się te historyczne. Troszkę jestem zawiedziona rozwiązaniem historii tajemniczego pierścienia znalezionego przy wykopaliskach na Gutowskim rynku. Rację przyznaję jednak autorce – co za dużo to nie zdrowo, dowiadujemy się tylu ciekawych informacji, że ta o pierścieniu już nie jest tak priorytetowa, jak w tomie pierwszym.

Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć, czego nie mówiłam przy recenzowaniu poprzednich części. „Cukiernię pod Amorem” na pewno będę wspominać bardzo miło, na pewno też za jakiś czas do niej wrócę. Ze wszystkich trzech tomów najbardziej podobał mi się chyba pierwszy – zazwyczaj mam sentyment do początków, które wprowadzają mnie w daną historię.

Polecam osobom lubiącym sagi rodzinne, tajemnicze odkrycia z przeszłości. Jeśli macie ochotę odprężyć się, przeczytać naprawdę ciekawą i wciągającą swą fabułą książkę, czy może odpocząć od lektur pełnych zwrotów akcji i dynamiki wychylającej się z każdej strony, to ta trylogia jest dla was.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dziękuję!
www.nk.com.pl

czwartek, 3 listopada 2011

PAWEŁ OLEARCZYK "Nie pytaj mnie o Rose"


Paweł Olearczyk pisał swoją powieść w oparciu o własną historię, która niestety nie skończyła się tak dobrze, jak przygoda 27-letniego Krzysztofa – głównego bohatera „Nie pytaj mnie o Rose”. Zacznijmy jednak od początku.

Krzysztof jest uzależniony od Internetu, żyje za pieniądze matki, nawet spowiada się za pomocą komputera. Jest zachwycony swoim stylem życia… do czasu. Pewnego dnia dostaje wiadomość od Rose, dziewczyna aktualnie przebywa w Nigerii i potrzebuje pomocy. Początkowo nieufny, w końcu daje się wciągnąć w korespondencję z nieznajomą. W międzyczasie umiera jego jedyna najbliższa osoba – matka, a Rose zapada się pod ziemię. Załamany mężczyzna chce popełnić samobójstwo, kupuje pistolet i wybiera się na cmentarz, by skończyć z sobą przy grobie rodzicielki. Ratuje go artykuł w gazecie – rzekomo porwana kobieta, to nie kto inny, jak jego Rose. Krzysztof, czym prędzej zmienia plany, na priorytet wysuwa się znalezienie ukochanej, a w razie niepowodzenia, ta druga, śmiercionośna opcja.

Cóż, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Uzależnieniu Krzysztofa poświęcony jest tylko jeden, pierwszy rozdział. Później nasz bohater przestaje być komputerowym maniakiem, co wydaje się dziwne, gdyż nie sądzę, iż uzależnienia mogą przechodzić po jednym dniu za sprawą nieznajomej piękności. Tak dobrze niestety nie ma. Historia z Rose jest tak niewiarygodna, że nawet mocno się starając, nie potrafiłam się w nią wczuć. Autor chciał stworzyć opowieść o mężczyźnie, który powraca do „świata żywych” dzięki dziewczynie w potrzebie, ale w moim odczuciu w ogóle mu się to nie udało. Może nie aż tak, hmm… nie pykło. Całość była mocno naciągana, dialogi momentami aż infantylne. Bohaterowie różnorodni, niestety dosyć słabo zarysowani, każdy ma jakąś tam cechę charakterystyczną, ale cecha ta szczególnie się nie wyróżnia.

Nie chciałabym całej powieści oceniać negatywnie, bo moje zdanie jest całkowicie subiektywne, a książka może znaleźć jakieś grono odbiorców, którym trafi w gust. Główne przesłanie, dotyczące przestrogi przed izolowaniem się od realnego życia tym internetowym, zostało pokazane dosyć trafnie, jednakowoż pobieżnie.
Osobiście niestety nie polecam, jedynym ogromnym plusem jaki tu widzę, jest fakt, że książeczka liczy sobie nieco ponad sto stron, więc szybko ją połknęłam.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res. Dziękuję!
www.novaeres.pl

wtorek, 1 listopada 2011

TADEUSZ BOROWSKI "Opowiadania"

"Opowiadania" Tadeusza Borowskiego, to niejako troszkę jego biografii. W każdym z nich, możemy znaleźć jakieś alter ego autora, który zna rzeczywistość obozów koncentracyjnych, gdyż sam w nich przebywał. 


"Pożegnanie z Marią" ukazuje nam życie w okupowanej Warszawie, gdzie codziennie odbywają się łapanki. Tytułowa Maria, to po części miłość Borowskiego - Maria Roude. "Dzień na Harmenzach", to ukazanie nam jak traktowani byli ludzie przybywający wagonami do Oświęcimia. Chorzy do krematorium, zdrowi do pracy, matki wyrzekające się własnych dzieci i totalna znieczulica na śmierć i cierpienie. "Ludzie, którzy szli" traktuje o niekończących się pochodach nowo przybyłych, których droga prowadzi głównie do komina. "Bitwa pod Grunwaldem" ma dodać otuchy więźniom którzy zostali wyzwoleni i palą kukły esesmanów. W rzeczywistości pokazuje, jak kruche jest ludzkie życie i jak łatwo ktoś może go nas pozbawić. "U nas w Auschwitzu..." natomiast, przedstawia różnice między Auschwitz, a Birkenau, oraz to, że w obozie nie można ufać nikomu, bo można przez to tracić życie.


Rzeczywistość obozowa opisana w kilku krótkich opowiadaniach. Nie poświęcisz im dużo czasu, a dowiesz się rzeczy, o których nie umiesz myśleć, a które działy się na prawdę. Czytasz o ludziach, którzy dopuszczali się najgorszych zbrodni, żeby móc przeżyć chociaż jeden dzień więcej. 
Dla mnie niepojętym było, że ktoś mógł dobrowolnie posłać swoją całą rodzinę do gazu. Dla nich, to było jedyne właściwe wyjście, wybawienie ukochanych od cierpienia i głodu. Najgorsze jest to, że nikt z nas nie może przewidzieć, jak zachowałby się w takiej sytuacji, bo nikt nawet nie wyobraża sobie, że coś takiego mogłoby mu się przydarzyć.


Polecam każdemu literaturę obozową, bo choć jest niewiarygodnie smutna, wstrząsająca i przerażająca, to pozwala nam poznać część przecież naszej rodzimej historii. 


Zapraszam wszystkich do odwiedzenia zakładki Antykwariat. Wystawiłam tam książki, które sprzedam, bądź wymienię :)