wtorek, 31 lipca 2012

DANIEL RADZIEJEWSKI "Grzech ojca"


Ostatnimi czasy sporo powieści z motywem religijnym w tle pojawia się w moich recenzjach. „Grzech ojca” to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, jak zostało napisane na okładce. Dotyczy w głównej mierze o. Eugeniusza Szafrona, właściciela Radia Wiara. Jakby nie było, brzmi troszkę znajomo, prawda?

Młody dziennikarz, Przemysław Próchnicki, specjalizuje się w wywlekaniu na wierzch dosyć trudnych spraw. Często przez jego skrupulatne podejście do pracy, a także dociekliwość udaje się złapać, czy ukarać grube ryby polityki. Tym razem Przemek ma przygotować artykuł o księdzu Eugeniuszu Szafronie, w związku ze zniknięciem pieniędzy ze zbiórki organizowanej na rzecz ratowania Stoczni Gdańskiej. Mężczyzna odkrywa materiały, do których nikt wcześniej nie miał dostępu. W tym samym czasie, ginie człowiek, z którym o nich rozmawiał, a kolejna, powiązana ze sprawą osoba, cudem unika śmierci. Czy pomimo niebezpieczeństwa uda się opublikować reportaż? A może dziennikarz będzie musiał zrezygnować z ciągnięcia sprawy, by uratować jedną z najbliższych mu osób?

Jeśli ktoś z was ma obawy, co do religijnej strony powieści, może odetchnąć z ulgą. Szafron, choć odegra kluczową rolę w rozwiązaniu, podczas prowadzenia „śledztwa” na jego temat, jest niemal nieobecny. Książkę nazwałabym raczej przemyślaną intrygą polityczną, gdzie niewygodnych świadków zwyczajnie się usuwa.

„Grzech ojca” jest dobrą lekturą z wielopoziomową fabułą. To nie tylko Szafron, ale również problemy z dzieciństwa głównego bohatera, jego zmagania z przeszłością, które mają odbicie w teraźniejszym życiu z żoną oraz choroba jego pięcioletniego synka Michałka.

Wielkim plusem chcę wyróżnić zakończenie, które było mocne i moim zdaniem niespodziewane. Przeczuwałam, że pewnie nastąpi jakiś zwrot akcji, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Minus za powtarzanie niektórych fragmentów wywiadów. Uważam, że było to zbędne tak samo, jak oryginały pisanych po niemiecku listów – nie uczę się tegoż języka, więc po prostu od razu przechodziłam do tłumaczenia.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o szacie graficznej. Po pierwsze, w rzeczywistości okładka prezentuje się o wiele ładniej niż w wersji elektronicznej. Ma w sobie jakąś głębię. Po drugie, obraz mężczyzny na niej widniejący, w ogóle nie pasuje mi do wizerunku księdza przedstawionego w fabule. Może i detal, ale ja się lubię czepiać takich detali.

Podsumowując, nie jest źle, przeciwnie, książka jest całkiem dobra, fabuła interesująca i przyjemnie się to czyta.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res. Dziękuję!

poniedziałek, 30 lipca 2012

MARC LEVY "Jak w niebie"


Marc Levy, to najbardziej popularny pisarz francuski, który debiutował w roku 2000, właśnie powieścią „Jak w niebie”. Szczerze mówiąc, nie powiedziałabym, że jest to debiut. Książka jest na to po prostu za dobra, podczas, gdy często debiuty okazują się nie do końca szczęśliwe i można się w nich dopatrzyć jakichś niedociągnięć.

Młody architekt, Arthur, wprowadza się do nowego mieszkania i już w pierwszy dzień dowiaduje się, że ma gościa. Owym gościem jest właścicielka mieszkania, Lauren, która aktualnie przebywa w szpitalu, po wypadku wpadła, bowiem w śpiączkę. Co więc robi Lauren w szafie Arthura? Rezyduje jako duch, który potrafi się przemieszczać z miejsca na miejsce. Mężczyzna zaś, jest jedyną osobą, z którą może normalnie rozmawiać i przede wszystkim, która ją widzi.

Cóż mogę powiedzieć, chyba się zauroczyłam. Pomimo dosyć naiwnego początku, w którym główny bohater bardzo szybko porzuca myśl o tym, że zwariował i postanawia pomóc Lauren, całość oceniam na plus. Książka jest zabawna wtedy, kiedy trzeba, poważna w odpowiednich momentach, niezwykle klimatyczna i ciepła.
Mężczyzna, który chodzi do restauracji z niewidzialną towarzyszką, obejmuje powietrze i gada sam do siebie, jest przecież widokiem niecodziennym. Lauren za to, wykreowana jest na bohaterkę o trzeźwym spojrzeniu na świat, która często studzi zapały zdolnego do wszystkiego Arthura.

Podsumowując króciutko, wzruszająca opowieść o specyficznym rodzaju miłości, która na pewno pozostanie w mojej pamięci na długi czas. Zachęcam do zapoznania się, tym bardziej, że nie jest gruba, więc czasu nad nią nie zmarnujecie.

środa, 25 lipca 2012

TESS GERRITSEN "Bez skrupułów"


Pani Gerritsen jest znana wielu czytelnikom ze swoich powieści kryminalnych. Sama w końcu postanowiłam przekonać się, cóż takiego w owych książkach jest, że gro osób się nimi zachwyca. Teraz już wiem i podzielam ich zdanie.

Trafiłam na „Bez skrupułów”, na którą składają się dwie mniejsze powieści kryminalne z wątkiem romansowym. Pierwsza z historii, „Z zimną krwią”, rozpoczyna się od podwójnego niewypału. Nina zostaje wystawiona do wiatru na ślubnym kobiercu, a gdy wychodzi z kościoła, w środku wybucha bomba, która miała rozerwać ją na strzępy. Od tej pory, jej życie wisi na włosku, kobieta nie wie, kto chce ją zabić, w dodatku czuje dziwny pociąg do detektywa Nawarro, który chroni ją przed szaleńcem.

Druga powieść pt. „Czarna loteria”, to walka doktor Kate Chasne o swoje dobre imię i profesję anestezjologa. Podczas operacji woreczka żółciowego, na stole operacyjnym ginie jej koleżanka z pracy. Okazuje się, że podpisane przez doktor wyniki EKG wskazują na duże nieprawidłowości, w związku z czym, do operacji nie powinno w ogóle dojść. Kobieta musi udowodnić, że to nie przez nią umarła pielęgniarka. Zaczyna od adwokata rodziców zmarłej, Davida, który zrobi wszystko, żeby ją zniszczyć. A może nie?

Obie części czytało mi się bardzo dobrze. Wciągnęłam się bez reszty, próbując rozwikłać każdą z zagadek. Wątek romansowy bardzo do przewidzenia, ale poprowadzony w sposób, który nie sugeruje nam jednoznacznie szczęśliwego zakończenia związków pomiędzy bohaterami.

Pani Gerritsen stworzyła dobre powieści dla fanów nietuzinkowych kryminałów o ciekawej fabule. Co przemawia na ich niekorzyść? Otóż, książkę czytałam już dosyć dawno temu (we wrześniu) i przepisując sobie dzisiaj recenzję z notesu, musiałam przypomnieć sobie, o czym właściwie była. Udało mi się bez trudu, w końcu jest to dobra książka, widać jednak, że nie na tyle dobra, żeby została mi w pamięci na dłuższy okres czasu.

Pomimo tej maleńkiej wady, mogę wam ją z czystym sumieniem polecić, bo poza tym, nie mam jej nic do zarzucenia. Osobiście bardzo chętnie przeczytam również inne książki autorki i mam nadzieję, że będą tak samo dobre, bądź jeszcze lepsze.

poniedziałek, 16 lipca 2012

JASMIN DARZNIK "Irańska córka. Sekretne życie mojej matki"


„Irańska córka. Sekretne życie mojej matki”, to biograficzna opowieść matki Jasmin. Pewnego dnia autorka znajduje w szufladzie zdjęcie ślubne matki z mężczyzną, który na pewno nie jest jej ojcem. Zaintrygowana pyta Lili o fotografię, zostaje jednak odprawiona z kwitkiem. Wkrótce mama przesyła jej kasety z opowieścią jej sekretnego życia, o którym do tej pory wiedziało niewiele osób.

Zacznijmy od tego, że o Iranie do tej pory nie zdarzyło mi się czytać. Odmienne kultury od jakiegoś czasu mnie fascynują, pewnie nie jestem w tym temacie odosobniona. Na pewno tutaj zdziwił mnie fakt, że mała Lili swoje pierwsze dziecko urodziła zaledwie jako 13-latka. W Iranie taka sytuacja nie była czymś niezwykłym, dla mnie jednak był to szok. Głównie dlatego, moje postrzeganie raz po raz wprawiało mnie w dzikie osłupienie. W życiu Lili działo się tak wiele, że wydawała mi się ciągle starsza i starsza. Tyle nowych doświadczeń, a okazuje się, że kobieta ma dopiero dwadzieścia lat. Podobnie jej matka, Kobra, która jawiła mi się jako zasuszona staruszka, w rzeczywistości miała lat czterdzieści.

Iran jest miejscem, gdzie następują nieustanne zmiany, gdzie kolejni władcy zmieniają cały kraj według własnych potrzeb. W jednej chwili kobiety nie mogły wyjść na ulicę bez czadoru, w następnej obnosiły się z gołymi głowami i w krótkich spódniczkach.
Fundamentalne tradycje pozostawały zawsze w rodzinie. Czytając, miałam wrażenie, że wszystko, co złe, musiało akurat spotkać Lili. Rozwód, po którym nikt nie chciałby jej ponownie za żonę, w związku z rozwiązaniem małżeństwa, również strata dziecka, które wedle reguł musi zostać z ojcem. „Próba samobójcza” (celowo w cudzysłowie), po której każdy miał na nią patrzeć, jak na największą grzesznicę.

Książka jest świadectwem wielu trudów, bólu i cierpienia, ale również chwil szczęścia, sukcesu, cudownych przyjęć i obfitych kolacji. Jak mówią, po każdej burzy wychodzi słońce, co zadziałało również w przypadku naszej głównej bohaterki.
Czyta się bardzo szybko, historia jest ciekawa i wciągająca, a rozdziały podzielone w taki sposób, by każdy przedstawiał konkretny problem w dokładny, ale zarazem ciekawy sposób. Nie jest to reportaż, lecz powieść z przemyślaną fabułą, która przenosi nas do całkiem innej kultury w niewymuszony sposób.

Polecam zwłaszcza fanom orientalnych kultur, myślę, że się na niej nie zawiedziecie.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dziękuję!

sobota, 14 lipca 2012

MAHA GARGASH "Arabska perła"


„Arabską perłą” zainteresowałam się głównie ze względu na kraj, który widnieje w tytule. Od jakiegoś czasu uwielbiam orientalne książki, fascynuje mnie poligamia i to, jak traktowane są kobiety w krajach arabskich.

Czytając notę od wydawcy, zapaliłam się jeszcze bardziej. Główna bohaterka, Noora, została przedstawiona, jako dziewczyna nie do okiełznania, dzika i o niewyparzonym języku. Miałam więc nadzieję przeczytać coś na miarę „Klejnotu Medyny”, który bardzo mi się podobał. Może zbyt wiele oczekiwałam, niestety „Arabska perła” nieco mnie rozczarowała.

Zacznijmy od Nory – może i była dzika i miała własne zdanie, ale… tylko na początku. Później, gdy już wyszła za mąż, za bogatego i starszego od siebie handlarza pereł, znacznie straciła na rezonie. Czasem owszem, odszczekała się Szamsie – drugiej żonie Jassema – ale zazwyczaj była bierna.

Początek książki niesamowicie mnie nużył, nie potrafiłam wciągnąć się w świat, który zazwyczaj mnie zachwyca. Ożywiłam się, gdy do akcji wkroczył przystojny Raszid, niestety na krótko. Akcja prze do przodu, ale jest jakaś bezbarwna, czyta się szybko, ale całość nie przykuwa do fotela. Choć widać, że autorka chce swoją historią zaciekawić czytelnika, książka jest niedopracowana, bez tych niezbędnych emocji.
Z bohaterów, najbardziej polubiłam Jaqootę, niewolnicę pracującą w domu Jassema. Szalona dziewczyna zazwyczaj podkręcała atmosferę, a jej spontaniczność i dzikość rekompensowały mi bierność Noory.

Zakończenie, jak na mój gust nijakie. Spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego, z fajerwerkiem.

Nie zniechęcam, być może za dużo wymagam, jestem pewna, że wiele osób ją polubi, wielu z czytelników na pewno miało też już z nią do czynienia.

___

W poniedziałek wyjeżdżam na tydzień do Międzyzdrojów, więc mnie nie będzie. Jeśli mi się uda, spróbuję wam dodać jeszcze recenzję "Irańskiej córki", ale nic nie obiecuję. Dużo słoneczka i więcej chęci do wszystkiego, niż ja mam w tej chwili, skarby!

niedziela, 8 lipca 2012

CHRIS TVEDT "Uzasadniona wątpliwość


„Uzasadniona wątpliwość, to pierwsza część cyklu o adwokacie Mikaelu Brennem. Chris Tvedt dopiero wkracza na scenę kryminału rozgrywającego się głównie na sali sądowej, ale czytając książkę ma się wrażenie, że siedzi w tym temacie od dawna. Skandynawia. Nic więcej chyba nie muszę dodawać, żebyście wiedzieli, co mam na myśli.

Główny bohater, wspomniany wyżej Mikael Brenne, ostatnio przegrał zbyt wiele spraw i jego sytuacja materialna oraz reputacja, nie przedstawiają się najlepiej. Pewnego dnia, do jego kancelarii przychodzi obcokrajowiec, Slavo Michajlovic. Z dobrych źródeł prawnik, wie, że Slavo i jego wspólnik, to grube ryby w świecie nielegalnych interesów. Wydaje mu się jednak, że uda mu się reprezentować ich w taki sposób, by obie strony były zadowolone, a on sam czysty i z pokaźną sumką w kieszeni. Podkreślmy jednak słowa, że mu się wydaje.
Mężczyzna siłą rzeczy jest coraz bardziej zaangażowany w sprawy Serbów i nie potrafi się od nich uwolnić. Bo, jak powiedział Slavo „Nikt nas nie zdradza. I nikt nie kończy współpracy z nami, Mikael. Nikt. Dopóki sami tego nie zechcemy”*.

Ostatnio dużo u mnie Skandynawii. Właściwie wybór zawsze pada przypadkowo, ale do tej pory jeszcze nie zdarzyło mi się go żałować. Co do „Uzasadnionej wątpliwości” miałam przeczucie, które na szczęście okazało się trafne – kryminał jest naprawdę dobry.

Książka podzielona jest na dwie części, druga dotyczy procesu karnego. Sprawa jest ciężka i ma kilka rozwiązań. Czytelnik do samego końca nie ma pewności, jak zakończy się proces, czy padnie wynik skazujący, czy może uniewinnienie oskarżonego. Najlepsze w tym wszystkim są niemal wyniesione na piedestał emocje i uczucia wewnętrzne Mikaela. Ma on bowiem do sprawy pewne… szczególne, powiedziałabym nawet osobiste podejście. Dlaczego? Tego oczywiście wam nie zdradzę, zachęcam więc was, do samodzielnego odkrycia zagadki.

* Chris Tvedt „Uzasadniona wątpliwość” Str. 178

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dziękuję!

poniedziałek, 2 lipca 2012

BARBARA JASNYK "Kaktus w sercu"


O serialu „Teraz albo nigdy” jedynie słyszałam z prostej przyczyny – prawie nie oglądam telewizji. Rozumując troszkę nieopatrznie, doszłam do wniosku, że skoro serial podobał się telewidzom, to i książka musi być miłym czytadłem. Niestety, nic bardziej mylnego, choć od samego początku za wiele się po książce nie spodziewałam.

„Kaktus w sercu”, to historia Ani, dziennikarki ze znanego z kontrowersyjnych artykułów pisma. Ania w pracy nie ma lekko, szef odreagowuje na niej swój stres, wywiad, który przeprowadziła ze znaną gwiazdą, nie przynosi oczekiwanych efektów, a jej kierowniczka, podrywa jej chłopaka Wiktora.

Szczerze mówiąc, jeden wielki Misz-masz. Akcja pędzi w przód, nie wiadomo właściwie, co mamy aktualnie na tapecie, niby kupy się trzyma, ale nielogicznie. Książka jest krótka, więc przemęczyć można, czy jednak warto?

Nie oczekiwałam wiele, ale mimo to się zawiodłam. Jest dużo czytadełek, które mogę polecać bez mrugnięcia okiem, bo mają w sobie to coś. Tutaj, do ostatniej strony tego „czegoś” szukałam. Niestety bez rezultatu.