piątek, 24 kwietnia 2015

PHILIPPA GREGORY "Kochanice króla"


O Philippie Gregory słyszał każdy szanujący się czytelnik Isadory. Ja właśnie dzięki jej recenzjom skusiłam się na książki tej pisarki i nie żałuję tej decyzji, bo chociaż przeczytałam dopiero jedną (na półce czeka już kolejna), to pewnie niedługo ten wynik znacznie się poprawi.

"Kochanice króla" to historia sióstr Marii i Anny Boleyn, które zabiegają o względy króla Anglii Henryka VIII. Szkopuł tkwi w tym, że Henryk ma żonę, uwielbianą przez Marię, Katarzynę. Ród Howardów i Boleynów za nic ma sobie królową, a także męża Marii, chcąc za wszelką cenę zobaczyć członka swojej rodziny na tronie. Gdy w krąg zainteresowań króla wchodzi Anna, walka o tron staje się coraz bardziej zawzięta i traci wszelkie zasady.

Jedyne, co chciałoby się powiedzieć, to "wow", ale z drugiej strony, szkoda byłoby poprzestać jedynie na tym. Gregory bardzo obrazowo oddała czas historyczny w powieści, wzorowo odtworzyła zasady panujące na dworze. Tak dokładne opisy wskazują jednoznacznie na ogromną wiedzę autorki, którą hojnie dzieli się z czytelnikami. 
A jakież to były czasy? To wtedy, kiedy kobieta nie mogła decydować sama o sobie, gdy wszelkie kwestie rozstrzygane były przez jej ojca i rodzinę, bez jakiejkolwiek myśli o samej zainteresowanej. Najbardziej pożądanymi cechami były spryt, przebiegłość, dwulicowość, które pozwalały piąć się po chwiejnej drabinie społecznej. Życie na dworze wymagało trudu i poświęceń, nie każda panna mogła zostać królewską faworytą, nie każda też potrafiła unieść to brzemię.

Historia sióstr Boleyn jest dramatyczna, a z biegiem rozdziałów coraz więcej w niej szaleństwa i desperacji. Anna jest tą z sióstr, która nie zawaha się przed morderstwem, czy innym grzechem śmiertelnym byle tylko zdobyć upragniony cel - koronę Anglii. Maria natomiast, choć z pozoru głupiutka i nie potrafiąca tańczyć, jak jej zagrają, okazuje się w efekcie najmądrzejszą z rodziny.

Philippa Gregory spisała się na medal. Jej książka wciąga od pierwszych stron zachwyca drobiazgowością, a także genialną fabułą. Nie jestem/byłam fanką powieści historycznych, gdyż zwykle kojarzyły mi się z nudą i scenami batalistycznymi (stereotypy, wiem, wiem), teraz wiem, że o historii można opowiadać intrygująco, a czytać ją z wypiekami na twarzy.

niedziela, 5 kwietnia 2015

MICHELLE MORAN "Madame Tussaud"


To już moje trzecie spotkanie z Michelle Moran. Zaczęło się od "Nefertiti", do której swoją drogą robiłam milion podejść w bibliotece, ale nie spieszyło mi się z wypożyczeniem. Później przeczytałam "Córkę Kleopatry". A tym razem, wraz z autorką przeniosłam się w całkowicie odmienny klimat, mianowicie do Francji, gdzie poznałam Marie Grosholtz, którą kojarzymy raczej jako Madame Tussaud.

Marie ma 28 lat, jest panną, a jej największa pasja to robienie figur z wosku. Rodzina Marie utrzymuje się dzięki Salon de Cire, wystawie figur woskowych, gdzie za 12 son można obejrzeć z bliska rodzinę królewską czy największych złoczyńców Francji.
Lata o których pisze Michelle Moran, to czasy Rewolucji Francuskiej, anarchii panującej w państwie, braku chleba i bratobójczej walki. Cała rodzina Marie żyje z dnia na dzień, bojąc się oskarżenia o zdradę. Bardzo często zdarza się, że życie ratują im niepozorne woskowe figury i ogromny talent dziewczyny. 

Michelle Moran stworzyła bardzo wiarygodny i obrazowy opis rewolucji, która była krwawa i w gruncie rzeczy niepotrzebna. W swojej powieści skupiła się głównie na historii, natomiast losy Marie, to ukazanie sytuacji społecznej z perspektywy zwykłego mieszkańca miasta, bardzo mocno zaangażowanego w sprawę. 
Dom Marie był centrum spotkań osób tworzących dalsze losy monarchii, a ona sama stała po obu stronach - znając buntowników i przebywając w sprawach służbowych w Wersalu. Dzięki takiemu przebiegowi fabuły, czytelnik ma możliwość zobaczyć rewolucję z wielu perspektyw, co jednoznacznie wskazuje na bezsensowność rozruchów i zwyczajnie, ludzką głupotę. 

"Madame Tussaud" to kolejna bardzo dobra książka pisarki, którą lubię za jej umiejętność wciągania czytelnika w czyjś świat, jakby był niemalże jego własnym. Jedyne, co mogę jej zarzucić, to pewna specyficzność w wyrażaniu emocji i uczuć bohaterów. Choć powieść oceniam na duży plus, to czasem brakowało mi jakiejś większej ekspresji u postaci. 

Lektura wciągająca, a dzięki króciutkim rozdziałom również trzymająca w napięciu. A skąd właściwie Madame Tussaud? To polecam odkryć każdemu indywidualnie i zapraszam do lektury.