piątek, 25 grudnia 2015

ED SHEERAN, PHILLIP BUTAH "Graficzna podróż"


Ed Sheeran to artysta, którego piosenki bardzo lubię. Z wyglądu raczej nie przyciąga uwagi: niebieskooki rudzielec w typie hobbita (z książki dowiedziałam się, że chciał hobbita zagrać ;)). Co sprawiło, że tak niepozorny chłopak jest teraz gwiazdą światowego formatu? To na pewno jego upór w dążeniu do celu, ale i wiele lat praktyki, nie tylko zwyczajny talent.
"Graficzna podróż" to autobiografia Eda współtworzona wraz z jego przyjacielem Phillipem, który opatrzył ją autorskimi portretami, tak jak opatruje graficznie każdą jego płytę. 

"Graficzna podróż" to historia chłopca, który miał wielkie marzenia, i który robił wszystko, żeby je zrealizować. Niebagatelną w tym rolę odegrali jego rodzice, szczególnie tata, który wspierał syna na każdym kroku, nawet gdy ten od szkoły wolał wyruszyć w trasę koncertową. 
Ed nie od zawsze jest znanym piosenkarzem. Na początku był chłopakiem, który wszędzie się wciskał, grał za darmo tam, gdzie się dało, żył za dwadzieścia dolarów dziennie, spał w linii metra i ledwo wiązał koniec z końcem. Nigdy nie narzekał jednak na swój los, przeciwnie, czuł się szczęśliwy i ciężko pracował, by coś w życiu osiągnąć.

Po lekturze "Graficznej podróży" mogę śmiało powiedzieć, że Ed Sheeran, to nie tylko wspaniały wokalista, ale również zwyczajnie "fajny" chłopak. Gwiazda, jakich mało, bo nie nękana przez fotoreporterów, nie dręczona przez psychofanów. Człowiek, jak każdy z nas, z dodatkiem w postaci przepięknych piosenek odnoszących się do jego życiowych doświadczeń. 

Prócz zasadniczego tekstu, książka wypełniona jest wieloma portretami Eda wykonanymi przez Phillipa Butah. Na jej końcu jest również krótki rozdział napisany przez artystę. Phillip dzieli się tam z czytelnikami swoim przepisem na sukces, ale pisze też o Edzie, o tym, że bardzo go szanuje, bo pozwala mu robić to na czym się zna i w nic się nie wtrąca. Mówi też o rodzicach muzyka, którzy od początku bardzo go wspierali i kibicowali mu. 

"Graficzna podróż" to niesamowita książka. Autobiografia, ale też przepis na odniesienie sukcesu, do którego droga nie jest usłana różami. To też bardzo ładny album ze zdjęciami, portretami, czy okładkami płyt Eda. Lektura, którą czyta się w jeden wieczór, wręcz chłonie. Książka o zwykłym,a z drugiej strony niesamowitym artyście, jakim jest Ed Sheeran.




wtorek, 15 grudnia 2015

IAN MCEWAN "Betonowy ogród"



Kolejna powieść, którą miałam na swojej niekończącej się liście książek, które chcę przeczytać (powiedzcie, że też macie taką listę!). Kolejna, co do której nie miałam konkretnych oczekiwań, bo nie pamiętałam o czym jest (plusy długich list ;)). Kolejna, która zbiła mnie z nóg.

Zwykła rodzina, ani biedna, ani bogata. Czworo dzieci, ojciec trzymający je krótko i mama o łagodnym charakterze. Najpierw umiera ojciec, a matka stopniowo podupada na zdrowiu. Najważniejsze dla nich jest, by utrzymywać dom, by rodzina pozostała razem. Główny bohater, Jack, jest nastolatkiem, dojrzewa i przeżywa swój nastoletni bunt. Zazdrości siostrze jej kontaktu z mamą, więc wszystkim okazuje niechęć. Gdy po długiej walce z chorobą mama umiera, rodzeństwo nie wie, co z tym zrobić. Za wszelką cenę chcą pozostać razem, nie chcą, żeby odebrano im małego Toma. Jack i Julia znoszą więc zwłoki matki do piwnicy, wkładają do dużej skrzyni, a tą zalewają betonem. Ale to nie koniec dziwnych zdarzeń.

Książka jest krótka, więc ciężko opowiedzieć o niej tak, żeby nic nie zdradzić. "Betonowy ogród" jest powieścią dziwną, momentami chorą, psychodeliczną i przesiąkniętą strachem. Czasem czuć wstręt, albo słodkawy odór zwłok rozkładających się w piwnicy. Powieść jest zbiorem ludzkich lęków i dziwactw. Wciąga, ale nie w ten przyjemny sposób, raczej jak wciąga coś co jest nam obce, okropne, ale chcemy mimo wszystko zobaczyć co się stanie, kiedy podejdziemy bliżej. 
Mimo absurdalności całej fabuły, przy lekturze czujemy emocje, które popychają bohaterów do takich lub innych czynów i rozumiemy, że tak być musi, że nie da się tej sytuacji rozwiązać w inny sposób.

Zakończenie książki jest po prostu końcem wszystkiego. Końcem koszmaru, końcem dociekań, wybuchem spaczenia, eksplozją świństwa. I nie zostaje już nic. Koniec.

sobota, 5 grudnia 2015

ERIC-EMMANUEL SCHMITT "Trucicielka"


Eric-Emmanuel Schmitt jest jednym z moich ulubionych pisarzy, a teraz chyba również jedynym, który przedstawił mi gatunek, jakim jest opowiadanie, w tak korzystnej formie, że byłam więcej niż zadowolona. Jak to uczynił? Napisał na końcu "Trucicielki" dziennik, w którym pisze, że opowiadanie wymaga godzin pracy i trudu, bo pozbawione jest niepotrzebnych opisów, sugestii i "lania wody" (to już moje dopowiedzenie). I wszystkie jego argumenty do mnie trafiły. 

"Trucicielka" to opowiadania o zbrodniach, grzechach, nienawiści i goryczy. Ale też o odkupieniu, o chęci poprawy, o wybaczeniu. Każde z nich jest inne, łączy je jedynie bardzo zbliżona tematyka, wszystkie też zawierają motyw św. Rity, patronki spraw beznadziejnych. Wzmianka o św. Ricie sugeruje, że zawsze jest jakaś droga do rozwiązania problemu, nawet gdy los płata nam figle na każdym kroku.

W tomiku znajdują się cztery opowiadania i bardzo trudno jest mi wybrać to, które mogłabym uznać za najlepsze. Chyba mimo wszystko na szczycie rankingu plasuje się tytułowe opowiadanie o trucicielce, która zabiła trzech swoich mężów, do samego końca grała niewinną, by otworzyć się jedynie przed księdzem, którego również pragnęła zniewolić.

Na pewno nie ma wśród tej czwórki opowiadania, które nie miałoby czegoś w sobie. Schmitt jest mistrzem w tym, co robi i dzięki niemu jestem w stanie polubić opowiadania, a nawet chętnie je czytać.

Jeśli czytaliście "Odette i inne historie miłosne", to "Trucicielka" będzie dla was fantastycznym kontrastem. W końcu od miłości do nienawiści wiedzie krótka droga.