niedziela, 14 sierpnia 2016

GAYLE FORMAN "Ten jeden dzień"

Nie było mnie tu milion lat i jeden dzień, wiem. Niestety są rzeczy ważne i ważniejsze, w tym wypadku wygrał ostatni rok studiów magisterskich, pisanie pracy no i praca na cały etat. Mało czytałam, bo miałam mało czasu, a jak już jakiś czas się znalazł, to jedynie na lektury związane z pracą magisterską. Ciężkie to było pół roku. 

Nie wiem, czy wracam. Na pewno nie wracam w takiej formie, w jakiej pisałam do tej pory. Chciałabym tu bywać i pisać spontanicznie. Czasem lakonicznie. Czasem nieskładnie. Po prostu tak, żebyście wiedzieli, co o tych książkach myślę, ale żebym ja nie musiała myśleć, czy każde zdanie napisałam poprawnie. Bo pewnie nie napisałam. No i co z tego? 
Dorosłam chyba do tego, że to mój blog i mogę sobie na nim pisać jak chcę. Wtedy będzie mi to sprawiało największą przyjemność, tak po prostu.

Nie wiem, czy ktokolwiek mnie jeszcze pamięta. Nie wiem, czy ktokolwiek skomentuje. Ale brakowało mi tego pisania, zapisywania, co mi się w książkach podobało, a co nie. Bo te wrażenia często są tak ulotne, że coś, co wywołało mój zachwyt wkrótce zmienia się tylko w ulotne wspomnienie czegoś wspaniałego, co nie do końca pamiętam. A chciałabym pamiętać te wszystkie cudowne książki, które pojawiły się w moim życiu.

Bla, bla, bla.



Macie czasem takie dni, że wstajecie z łóżka i chce wam się poczytać o miłości? Wczoraj właśnie miałam taki dzień. Lubię czytać książki o miłości, lubię sobie przy nich popłakać. Czasem trzeba, od razu się człowiekowi jakoś lżej robi na duszy. 

Ten jeden dzień przeczytałam w jeden dzień. W tej powieści bardzo dużo dzieje się na początku, główna bohaterka Allyson, poznaje tajemniczego chłopaka Willema i postanawia zrobić coś totalnie szalonego - jedzie z nim na jeden dzień do Paryża. Dziewczyna jest typem kujonki, grzecznej, ułożonej, której rodzice zaplanowali już świetlaną przyszłość. Jej decyzja o spontanicznej wycieczce jest zatem istnym wariactwem, mimo to, jedzie, a już na miejscu przeżywa najwspanialszy dzień swojego życia i zakochuje się w Willemie, o którym praktycznie nic nie wie, i który zostawia ją po burzliwej nocy samą i bez pieniędzy, za to ze złamanym sercem.
Od wyjazdu mijają miesiące, a Allyson próbuje jakoś się pozbierać, co kompletnie jej nie wychodzi. W końcu dochodzi do wniosku, że tamten dzień nie da jej spokoju, dopóki nie dowie się, dlaczego Willem uciekł. I tak zaczyna robić wszystko, żeby go odnaleźć i wszystko, żeby jeszcze raz pojechać do Paryża, który odmienił jej życie.

Prócz głównego, miłosnego motywu, ta powieść, to też historia o dziewczynie, która nigdy nie żyła pełnią życia, nigdy nie otwarła się wystarczająco na ludzi. O dziewczynie, która żyła pod kloszem rodziców, miała tylko jedną przyjaciółkę i robiła wszystko by zadowolić swoją rodzinę, a nie siebie. Dzięki spontanicznej decyzji, Allyson zauważa to wszystko i jej dotychczasowe życie przestaje ją zadowalać. Zaczyna też walczyć o siebie i swoją niezależność. Zmienia się, choć zmiana dużo ją kosztuje - złość mamy, utratę przyjaciółki, areszty domowe i poczucie, że wszystkich rozczarowała. Zyskuje jednak dużo więcej - pewność siebie, której do tej pory nie miała, poczucie, że wreszcie robi coś tak, jak ona tego chce, radość ze studiowania, które wcześniej było istną katorgą. 

Podobała mi się ta książka. Jest lekka, przyjemna, w odpowiednich momentach wzruszająca. Znlazłam w niej wszystko, czego potrzebowałam żeby się zrelaksować i odmóżdżyć a gratis dostałam niezłą porcję Szekspira, który przewija się tu i ówdzie w całkiem nowy, świeży sposób (mimochodem tylko, spokojnie). 

Zakończenie otwarte, zatem lecę do biblioteki szukać drugiego tomu.


poniedziałek, 18 stycznia 2016

MAŁGORZATA WARDA "Jak oddech"



O Małgorzacie Warda słyszałam wiele i zwykle były to opinie pozytywne. W końcu udało mi się dorwać jedną z jej książek i chyba już wiem, skąd te wszystkie komplementy.

Jasmin i Staś, historia miłosna. Czy jednak na pewno? Od dziecka nierozłączni, wspólnie wychowywani, znający się prawie na wylot. Są swoimi pierwszymi miłościami, pierwszymi pocałunkami i pierwszym "razem". Na dobre i na złe, nie wątpiąc, że tak po prostu miało być. I nagle Staszek znika. Bez śladu, jakby rozpłynął się w powietrzu. Jakiś czas później matki zakochanych otrzymują zdjęcie Stasia, przedstawiające go związanego i posiniaczonego. 
Rodzina szaleje z niepokoju, czas przecieka przez palce. Jasmin ciągle ma nadzieję, ale coś podpowiada jej, że coś w tym zniknięciu jest nie w porządku. 

Jak to jest, być razem przez całe życie? Miłość, a może tylko przywiązanie, albo głos rozsądku? Co, jeśli jedna połowa przestaje chcieć, co, kiedy już nie potrafi?
Warda w swojej książce umiejętnie kieruje uczuciami, mąci czytelnikowi w głowie. Dużo u niej retrospekcji, przeskoków od dawniej, do teraz. Dzięki temu dobrze poznajemy i bohaterów i ich wzajemne relacje. 
Nie wszystko jest jasne, coś ciągle umyka i choć zdajemy sobie z tego sprawę, to trudno jest nam uchwycić, co zgrzyta. Gdy w końcu sprawa się rozwiązuje, jesteśmy zaskoczeni, zdumieni, zagubieni.

Czasem miłość jest tak wielka, jak oddech, bez którego nie można żyć. Tak wielka, że w końcu nas przerasta i każe uciekać.

"Jak oddech" nie jest lekkim romansem i choć czyta się ją łatwo, pozostawia w pamięci sporo pytań bez odpowiedzi. Takie właśnie powieści lubię, więc to na pewno nie moje ostatnie spotkanie z autorką.

sobota, 16 stycznia 2016

JUSTYNA POLANSKA "Pod niemieckimi łóżkami. Zapiski polskiej sprzątaczki"



Justyna Polanska w wieku 18 lat, nie znając języka ani świata, przeniosła się do Niemiec. W chwili obecnej mieszka tam z mężem i rodziną. Po latach pracy na stanowisku sprzątaczki, kobieta postanowiła podzielić się z czytelnikami swoimi doświadczeniami.

Zawód sprzątaczki zazwyczaj nie kojarzy się z niczym przyjemnym, nie jest też pracą, o której marzy się będąc dzieckiem. Właściwie dlaczego? Przecież to bardzo popularny zawód, bardzo potrzebny, a mimo to nie szanowany. 
Autorka opowiada w swojej książce o dziwnych klientach, niemoralnych ofertach, nieufności wobec niej czy przedmiotowemu traktowaniu. Obnaża wszystkie wady porządnych Niemców, którzy mają ją za niedouczoną prostaczkę. która nie potrafi nawet napisać SMSa. 
Oczywiście książka nie jest utrzymana jedynie w pesymistycznym tonie, zdarzają się też klienci uczciwi i serdeczni. Autorka opisuje nawet najbardziej nieprawdopodobne sytuacje w sposób zabawny i ironiczny, i trzeba przyznać, że jej się to udaje. 

Myślę, że celem napisania i opublikowania tej książki, była chęć oczyszczenia zawodu sprzątaczki ze złych skojarzeń. Autorka chciała pokazać, że ta praca nie różni się znacząco od żadnej innej i powinna być traktowana z należnym jej szacunkiem. Justyna Polanska chciała udowodnić, że sprzątaczka, to też człowiek, że ma swoje słabości, ale ma też swój honor.

Polecam tę lekturę każdemu, kto ma ochotę rozerwać się i bezkarnie powyśmiewać się z naszych poważnych sąsiadów Niemców.