Deana Koontza porównuje się często z mistrzem w swoim fachu Stephenem Kingiem. Ja się z tym nie zgadzam, aczkolwiek lubię obu tych pisarzy. Koontza czytałam tylko dwa thrillery, może po przeczytaniu jeszcze kilku moje zdanie o nim się poprawi.
„Braciszek Odd” wpadł w moje ręce w bibliotece. Tak się składa, że na niego polowałam, więc wypożyczyłam bez wahania i bardzo się cieszę z tej decyzji. Głównym bohaterem jest dosyć osobliwy człowiek imieniem Odd Thomas. Odd przebywa w klasztorze, gdzie regeneruje swoje zszargane nerwy, po ostatniej akcji, w której brał udział i gdzie zginęła jego ukochana. Mężczyzna nie jest zwyczajnym facetem – widzi duchy zmarłych, którzy z różnych powodów nie odchodzą w zaświaty oraz, jak sam je nazywa, bodachy – zjawy, które poprzedzają masakrę. Gdy zjawy pojawiają się w przyklasztornej szkole dla upośledzonych dzieci, Odd musi zrobić wszystko by zapobiec tragedii.
Książkę czyta się szybko, prawdopodobnie dlatego, że ma krótkie rozdziały. Najlepsze jest to, że choć to thriller, to częściej się przy nim śmiałam, ze względu na zabawne dialogi czy stwierdzenia. Nie wiem czy jest to plus, myślę, że osoby poszukujące prawdziwego dreszczowca, będą troszeczkę zawiedzione. Ja jednak lubię takie książki – mogę się przy nich pośmiać, ale też poczuć dreszczyk emocji.
Moim ulubionym bohaterem był Brat Piącha, którego powołanie aż zdumiewało. Każda z postaci miała za sobą bagaż doświadczeń, przeszłość, o której niekoniecznie chciałaby pamiętać, więc zakon jest zbiorowością różnych osobistości z ciekawymi charakterami.
Bardzo się cieszę, że odnowiłam swoją znajomość z Koontzem i do „Ocalonej” mogę dodać również „Braciszka Odda”, który spodobał mi się jeszcze bardziej. Polecam i wam.