sobota, 5 grudnia 2015

ERIC-EMMANUEL SCHMITT "Trucicielka"


Eric-Emmanuel Schmitt jest jednym z moich ulubionych pisarzy, a teraz chyba również jedynym, który przedstawił mi gatunek, jakim jest opowiadanie, w tak korzystnej formie, że byłam więcej niż zadowolona. Jak to uczynił? Napisał na końcu "Trucicielki" dziennik, w którym pisze, że opowiadanie wymaga godzin pracy i trudu, bo pozbawione jest niepotrzebnych opisów, sugestii i "lania wody" (to już moje dopowiedzenie). I wszystkie jego argumenty do mnie trafiły. 

"Trucicielka" to opowiadania o zbrodniach, grzechach, nienawiści i goryczy. Ale też o odkupieniu, o chęci poprawy, o wybaczeniu. Każde z nich jest inne, łączy je jedynie bardzo zbliżona tematyka, wszystkie też zawierają motyw św. Rity, patronki spraw beznadziejnych. Wzmianka o św. Ricie sugeruje, że zawsze jest jakaś droga do rozwiązania problemu, nawet gdy los płata nam figle na każdym kroku.

W tomiku znajdują się cztery opowiadania i bardzo trudno jest mi wybrać to, które mogłabym uznać za najlepsze. Chyba mimo wszystko na szczycie rankingu plasuje się tytułowe opowiadanie o trucicielce, która zabiła trzech swoich mężów, do samego końca grała niewinną, by otworzyć się jedynie przed księdzem, którego również pragnęła zniewolić.

Na pewno nie ma wśród tej czwórki opowiadania, które nie miałoby czegoś w sobie. Schmitt jest mistrzem w tym, co robi i dzięki niemu jestem w stanie polubić opowiadania, a nawet chętnie je czytać.

Jeśli czytaliście "Odette i inne historie miłosne", to "Trucicielka" będzie dla was fantastycznym kontrastem. W końcu od miłości do nienawiści wiedzie krótka droga.

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie dość przeciętny zbiór opowiadań... chyba jednak dłuższe formy wychodzą Schmittowi lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele treści w kilku słowach. Czytałam. Mocno refleksyjna :)

    OdpowiedzUsuń