Wiliam Paul Young jest pisarzem o bardzo ciekawych
korzeniach. Urodził się jako Kanadyjczyk i wychował wśród plemienia z epoki
kamiennej żyjącego na Nowej Gwinei, gdzie jego rodzice byli misjonarzami. Jego
pierwsza powieść, „Chata”, okazała się międzynarodowym bestsellerem. Szacuje
się, że „Rozdroża” pójdą w jej ślady i myślę, że, pomimo iż nie czytałam „Chaty”,
mogę się do tej opinii przychylić.
Anthony Spencer, to bardzo bogaty i bardzo egoistyczny
człowiek. Jego znajomych można podzielić na tych, którzy chcą się do niego
zbliżyć, by czerpać z tego jakieś korzyści i na tych, którzy go nienawidzą, bo
zrujnował im życie i karierę. Tony od jakiegoś czasu miewa niepokojące migreny,
co nie martwi go do czasu, gdy… zapada w śpiączkę i „budzi się” w innym świecie.
Ma okazję bliżej poznać tam Jezusa, który uświadamia mu, jak daleko zatracił w
sobie wszystko to, co dobre. Jak odsunął od siebie bliskich, jak zamknął się za
murem kłamstwa i samolubności. Mimo wszystkich złych rzeczy, mężczyzna dostaje
od Taty Boga drugą szansę – w dosyć nietypowy sposób wraca na ziemię, by
znaleźć osobę, której uratuje życie.
„Rozdroża”, to książka niezwykła. Z jednej strony można by o
niej powiedzieć, że jest bardzo przesiąknięta religią, te wszystkie
chrześcijańskie symbole, osoby. Z drugiej zaś, ta oprawa nie jest
najważniejsza. Chodzi o przesłanie – człowiek nigdy nie jest sam i nigdy też
nie jest za późno na to, by naprawić wyrządzone przez siebie krzywdy.
Wykreowany przez autora świat „pomiędzy”, jest prostym
odwzorowaniem duszy człowieka. To od niego zależy, czy będzie to rajski ogród,
czy ruina. Nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, żeby w ekspresowym tempie
przenieść się do krainy „Rozdroży”.
Bardzo spodobali mi się bohaterowie. Jezus był uosobieniem
dobroci i bezpieczeństwa,
Babka figlarką gotową pomóc w każdej sytuacji, a Tata
Bóg, choć obecny tylko przez chwilkę, był zaprzeczeniem wszystkich wyobrażeń, a
jednocześnie był… niewiarygodną jasnością. Z „ludzich” bohaterów najbardziej
pokochałam Cabby’ego, chłopca chorego na Zespół Downa, który trudne do
zrozumienia sprawy przekładał na swój prosty i cudowny sposób.
Powieść Younga, zajmie u mnie wysokie miejsce. Czasem tak
smutna, że nie sposób się nie rozpłakać, czasem zabawna. Przede wszystkim
przepełniona prostą nadzieją i ufnością. Co by się nie działo, nigdy nie
zostajesz sam. Zawsze masz przy sobie kogoś, kto cię kocha i kto zrobi
wszystko, żebyś czuł się bezpieczny. Gorąco polecam!
Książkę otrzymałam od Pani Iwony Wodzińskiej. Dziękuję!
Ależ mnie cieszy twoja pozytywna ocena! Według mnie książka jest po prostu cudowna, teraz koniecznie muszę dorwać "Chatę"!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja też mam zamiar intensywnie polować na "Chatę". Jestem jej baaaaardzo ciekawa :)
UsuńKsiążka wciąż w planach :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to REWELACYJNA książka :-)
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu planuję zapoznać się z twórczością tego autora. Lubię powieści wywołujące ogrom emocji podczas lektury, a jeśli jeszcze skłaniają do refleksji, to już w ogóle miód, cud i orzeszki. Na pewno sięgnę po "Rozdroża".
OdpowiedzUsuńNajpierw "Chata", potem mam w planach "Rozdroża" ;) A Twoja recenzja tylko przyspieszy poszukiwania :)
OdpowiedzUsuńMuszę najpierw sięgnąć po Chatę
OdpowiedzUsuńUuu:( Obawiam się, że mimo Twojej pozytywnej recenzji, nie sięgnę po ten utwór. Jakoś mnie do niego nie ciągnie.
OdpowiedzUsuń