Gdy zaczynałam czytać serię „Jutro”, starałam się dozować ją
sobie w odpowiednich odstępach czasu, żeby zbyt szybko nie pozbawić się
przyjemności z lektury. Początkowo mi się udawało, ale coś w moim systemie
musiało zawieść, bo bardzo szybko zbliżam się ku końcowi.
Pięcioro nastolatków – Ellie, Fi, Homer, Lee i Kevin, na
dobre zadomawiają się w Piekle i Wirawee po odrzuceniu przez Kanadyjczyków. Tym
razem nie przyświeca im destrukcyjny cel, chcą jedynie znaleźć swoje rodziny i
choć przez chwilkę z nimi porozmawiać. Ludzkie losy biegną jednak różnym torem
i ostatecznie bohaterowie lądują w miejscu, w którym bardzo chcieli być, ale
które oznacza dla nich kłopoty, jakich do tej pory jeszcze nie mieli.
Zaciekawieni? Mam nadzieję, że tak, bo kto jeszcze nie
poznał tych nastolatków, powinien żałować i czym prędzej nadrabiać straty. O
ile część czwarta wydawała mi się nieco spokojniejsza od poprzednich, tak
piąta, w świetnym stylu nadrobiła straty.
Nie mogę doczekać się kolejnej części, choć wielkimi krokami
zbliżam się do końca i myślę, że jak już dobrnę do ostatniej strony, ostatniej
części, będzie mi smutno, że zabawa skończona. John Marsden niewątpliwie
stworzył serię odpowiednią dla każdego czytelnika, nie ważne czy młodego, czy
starszego. Czyta się to w ekspresowym tempie, idealna rozrywka pomiędzy
cięższymi lekturami. Na pewno spodoba się fanom szybkiej i dynamicznej akcji.
Po raz kolejny nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić.
PS. Chyba macie już dość "Jutra" ;)
Kusisz, widziałam, że w bibliotece pojawiły się pierwsze tomy, więc będzie trzeba sięgnąć
OdpowiedzUsuń