Biorąc do ręki "Intrygantki", nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zajrzeć, w jakiej formie książka została napisana. Założyłam, że powieść i już. Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że to... dramat.
Eric-Emmanuel Schmitt postanowił zabrać swoich czytelników w podróż do odległych czasów i przypomnieć im o sławnych postaciach: Don Juanie, Freudzie, czy mitycznym Charonie.
Najdłuższa i dominująca jest zdecydowanie opowieść o Don Juanie i procesie, w którym ten jest stroną oskarżoną. Sprawa dotyczy uwodzenia i porzucania niewinnych dziewcząt. Stroną oskarżającą są oczywiście tytułowe Intrygantki.
Autor w bardzo trafny sposób oddał klimat dawnych czasów, odpowiednio dobrał język oraz dopasował didaskalia. Czytało mi się... dziwnie, choć nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy w pozytywnym, czy negatywnym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie przepadałam za dramatami, ciężko mi odczytywać ich znaczenia, te jednak były nowatorskie i ciekawe.
Troszkę szkoda, że trzy pozostałe teksty potraktowane zostały nieco po macoszemu. Może nie do końca potrafiłam wczuć się w ich klimat, a może zwyczajnie mnie nie zainteresowały. Każda opowieść mocno się różniła, dotyczyła innych czasów, innych światów, zawsze jednak znalazła się tam jakaś intrygantka.
Schmitt zaskoczył mnie całkiem inną formą pisarstwa i muszę przyznać, że według mnie, jest to duży pozytyw, bo w dramacie autor czuje się jak ryba w wodzie, o czym świadczyć mogą trzy Nagrody Moliera, które za ową książkę otrzymał.
Ciekawa opinia :)
OdpowiedzUsuńTej książki jeszcze nie czytałam - wciąż przede mną;)
OdpowiedzUsuńAle Schmitta uwielbiam;)