Kiedyś, dawno temu przeczytałam "Samotność w sieci" i zakochałam się w tej książce. Ktoś mi później napisał, że powtórna lektura tej książki uświadamia nam jej wszystkie defekty. Więc do tej pory nie odważyłam się do niej wrócić, bo chcę ją zapamiętać, jako tą wspaniałą.
"Miłość oraz inne dysonanse" wypożyczyłam z chęci przeżycia z bohaterami dobrej historii. Może okrutnie smutnej i chwytającej za serce. Takiej, której się nie zapomina.
Znów mamy dwoje bohaterów, tak jak dwoje jest autorów tej książki. Struna, to z pochodzenia Polak, przebywający pewnego rodzaju załamanie psychiczne. Mężczyzna rozpamiętuje utraconą, zdradzoną miłość i muzykę, która tkwi w nim głęboko, i po którą boi się sięgnąć. Anna, to Rosjanka, która żyje w nieszczęśliwym małżeństwie. Jej mąż jest zimny jak lód i nie rozumie jej potrzeb i pragnień.
Dwie spragnione uczucia osoby, które w końcu się ze sobą spotykają i zakochują w sobie szaleńczo, beznadziejnie, słuchając muzyki klasycznej.
Czy ta powieść spełniła moje oczekiwania? Owszem, jest o miłości, wszyscy bohaterowie książki mają o niej bardzo dużo do powiedzenia i to chyba jest mój główny zarzut. Powiecie, sama chciała, a teraz narzeka. Chciałam, ale chyba nie w takiej ilości. Uczucie może być piękne, ale i beznadziejne na milion różnych sposobów. I te milion sposobów chyba chcieli opisać Wownenko i Wiśniewski. Po jakimś czasie zaczyna się odczuwać przesyt. Smutek po prostu przytłacza i chce się zaprzeczyć, że przecież nie zawsze historie miłosne kończą się źle.
Czytałam tę książkę ponad pół roku temu, a dopiero teraz zebrałam się żeby napisać recenzję. Mogę więc śmiało powiedzieć, że tej historii szybko się nie zapomina i jakaś jej część w człowieku zostaje. Jak niewyjęta z palca drzazga... i jak ślady po złamanym sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz