Panią Abedi poznałam zupełnie przypadkiem. Koleżanka poleciła mi jej inną książkę „Isolę”, którą niemalże wchłonęłam. Nic więc dziwnego, że na „Luciana” zdecydowałam się, gdy tylko wypatrzyłam, kto go napisał. Z gatunku jest to paranormal romance, czyli kategoria, do której od czasów „Zmierzchu” podchodzę z dużą rezerwą. Tutaj, moim dodatkowym ogranicznikiem były duże oczekiwania. Na szczęście „Lucian” im sprostał, a ja jestem pod wrażeniem pomysłu Isabel Abedi.
„- Czy przyszło ci kiedyś do głowy, że Lucian może… nie być człowiekiem?
Spuściłam wzrok.
- Nie – wyszeptałam. Pomyślałam jednak: „Tak”.”
Rebeka Wolff mieszka w Niemczech wraz z matką i jej przyjaciółką Wróbelkiem. Co środę urządzają sobie Ladies Night In. Polega to na tym, że na każdym spotkaniu jedna z nich wybiera, co będą robiły przez cały wieczór. Gdy królową Ladies Night jest mama Beki, Janne, jako zadanie specjalne ustanawia wygrzebanie ze starej szafy rzeczy do sprzedania na pchlim targu. Tej nocy dziewczyna znajduje swojego misia z dzieciństwa i śni jej się własna śmierć. Budzi się z krzykiem, a gdy podchodzi do okna zauważa dziwnego chłopaka wpatrującego się w nią. Na jego widok dziwnie się uspokaja i od tej pory stan ten towarzyszy jej ilekroć się ze sobą zetkną. A zdarza im się to coraz częściej i zawsze w dziwnych okolicznościach.
Zacznijmy od całkiem nieważnej rzeczy, jaką jest okładka. Przedstawia ona objętych chłopaka i dziewczynę, siedzących na łące przy niezbyt ładnej pogodzie. Nic nadzwyczajnego, chyba, że spojrzy się pod światło i zauważy, że chłopak ma… skrzydła.
Zaczarowała mnie ta książka, z każdą stroną zaskakiwała coraz bardziej. Przede wszystkim, nie ma w niej ani wampirów, ani wilkołaków, są za to anioły. Nie takie jednak zwykłe anioły, lecz osobliwe istoty, które wyglądają i zachowują się jak ludzie – z małymi wyjątkami.
Bohaterowie różnorodni, nie ma tylko czarnych i tylko białych. Lucian przystojny, jakżeby inaczej, ma w końcu zwracać na siebie uwagę. Rebeka natomiast nie jest klasyczną pięknością, nie jest również pierwowzorem ciapowatej Belli. Wszystkiego jest w niej po trochu, a to, czego brakuje uzupełnia jej blond włosa przyjaciółka Suse, która ma jeden niewielki defekt, o którym wie tylko grono najbliższych.
Zakończenie mocne i trzymające w napięciu do ostatniej litery. Nie wiadomo jak wszystko się skończy, w każdej chwili sprawy mogą przyjąć nieprzewidziany obrót.
Podsumowując krótko, to lubię.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dziękuję!
![]() |
www.nk.com.pl |