O „Gringo…” słyszałam już od bardzo dawna w samych superlatywach. Postanowiłam przeczytać, tym bardziej, że lubię książki podróżnicze napisane w ciekawy i potrafiący zainteresować czytelnika sposób. Moje zaciekawienie Cejrowskim wzrosło, gdy dojrzałam go na targach książki. Stał uśmiechnięty bez butów, a w oczy rzucały się jego czerwone skarpetki.
Książkę w końcu dopadłam w bibliotece. Cieszyłam się tym bardziej, że moja wersja miała „pachnieć dżunglą”. Klops, jak można się było domyśleć, poprzedni „pożyczacze” wywąchali już cały aromat. Na szczęście ów zapach, do czytania nie był mi szczególnie potrzebny, gdyż zagłębiając się w lekturę, dżunglę czuć nawet w środku zimy.
Słowo „gringo”, oznacza tyle, co „biały”. Każdy mieszkaniec puszczy, właśnie w ten sposób zwracał się do autora. Mogłoby się wydawać, że to troszkę obraźliwe, ale „Gringo” brzmi tam i ładnie, i naturalnie, i najzwyczajniej w świecie pasuje.
Książka jest jedną wielką opowieścią o przygodach, niebezpieczeństwach, poznawaniu nowych rzeczy. Przede wszystkim, jest to jednak historia o różnych plemionach Indian, które, choć z pozoru do siebie podobne, mają odrębne zwyczaje.
Wszystko czyta się na jednym wdechu. Nie jest to suchy i nudny opis faktów. Każdą przygodę przeżywa się razem z Cejrowskim, czasem śmiejąc się, czasem niedowierzając jego pomysłowości chociażby przy prozaicznej czynności, jaką jest wjazd do danego państwa bez ważnej wizy (pisarzowi raz udało się wjechać okazując książeczkę zdrowia).
„Motyl – bardzo delikatne słowo. Zwiewne; zupełnie jak… motyl. Po angielsku też jest delikatne – butterfly. [...]
Jest takie… maślane.
Po francusku, z kolei, śliczne, drobniutkie „papillon”.
Po hiszpańsku, urocze – „mariposa”.
Po rosyjsku, kochane – „baboćka”.
A po niemiecku SCHMETTERLING! No cóż.”
Bardzo się cieszę, że wreszcie udało mi się przeczytać. Na pewno też zabiorę się za inne książki tegoż pisarza-podróżnika. Mam tylko nadzieję, że w przyspieszonym terminie… i że będą jeszcze lepsze od tej. Polecam każdemu, nie radzę sugerować się gatunkiem, przytoczony przeze mnie fragment dokładnie oddaje charakter książki, w tym tonie jest utrzymana, więc sądzę, że każdemu coś się w niej spodoba.
Książka czeka na mnie na półce.
OdpowiedzUsuńZaczełam ją juz kiedyś czytać, więc teraz trzeba będzie skończyć:)
I nawet autograf mam:)
Ech, a ja dalej się za nią zabieram, zabieram i zabrać nie mogę :) Ale przeczytam, obiecuję! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę! Mam ja jak i inne pozycja pana Cejrowskiego na półce:)
OdpowiedzUsuńCzytałam i mi się spodobała :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam jego książki! "Gringo..." razem z "Rio Anaconda" zajmują specjalne miejsce na mojej półce. Miło jest od czasu do czasu przenieść się w głąb Amazońskiej puszczy ;)
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu mam ten tytuł w planach, i mam nadzieję, że za chwilę wcielę to w życie i przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńOj tak o Cejrowskim też słyszałam dużo dobrego. Też zaczęłam przygodę z Cejrowskim od tej pozycji. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i tą, i jeszcze dwie inne książki Cejrowskiego, i wszystkie bardzo mi się podobały.
OdpowiedzUsuńTak, "Gringo" to świetna książka. Dostałam ją na ostatnią Gwiazdkę, a kilkanaście dni później miałam ją przeczytaną ;)
OdpowiedzUsuńLubię programy Cejrowskiego i masz rację co do jego uśmiechu. Zwykły, sympatyczny facet.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie ;)
Pozdrawiam, Edyta.
Próbowałam to przeczytać, ale chyba nie na tyle lubię książki podróżnicze, bo jakoś... mnie znudziła. Ze wszystkiego najlepsze były fotki. ;)
OdpowiedzUsuń