wtorek, 17 kwietnia 2012

MICHAEL SEED "Grzesznicy i święci"


Po przeczytaniu pierwszej książki Ojca Michaela Seeda postanowiłam sięgnąć po kolejną. „Dziecko niczyje” utrzymana jest w smutnej tonacji, są to przykre wspomnienia autora z dzieciństwa, natomiast „Grzesznicy i święci” została mi przedstawiona jako jej przeciwieństwo, stąd byłam ciekawa, czym może mnie zaskoczyć.

Tym razem o. Seed opowiada nam o swoich perypetiach na stanowisku głównego doradcy kardynała w Katedrze Westminsterskiej. Czytamy, więc o wielu jego przyjaciołach, w tym np. o samym kardynale, Basilu Hume, który jawi się jako człowiek o niezwykłym charakterze i żartobliwym usposobieniu, które niejednego jego gościa wprawiało w konsternację, gdyż od „tej strony” go nie znano. Poznajemy bliżej Tony’ego Blaira, królową Elżbietę, czy Margaret Thatcher.

Nie raz uśmiechnęłam się przy lekturze np. gdy rozdział dotyczył fruwających po całym kościele, ogromnych prezerwatyw (które później zostały przez księży zestrzelone) czy nagich lesbijek atakujących duchownych.
Przez karty „Grzeszników i świętych” przewija się masa różnych osób księży, jak i świeckich. Są tam, zgodnie z tytułem, i grzesznicy i święci. Zazwyczaj poznajemy ludzi o pięknych sercach i umysłach, wielkich filantropów, kawalarzy, tych, którzy szanują przekonania i wierzenia innych, lecz również takich, o których niestety nie da powiedzieć się nic dobrego, choćby usilnie się starano.

Szczególnie polecam ciekawskim – życie kościoła odarte z jakiegokolwiek tabu, naga prawda, powiedziałabym… dosłownie nawet. Dodam, że ten stan rzeczy, nie jedną dewotkę mógłby zaszokować, z drugiej strony, ksiądz też człowiek, prawda?
Czyta się średnim tempem, niestety nie jest to lektura do pochłonięcia na raz, ale można ją sobie swobodnie dawkować w zależności od humoru. Myślę też, że nie trzeba być katolikiem, by ją przeczytać – jest uniwersalna i nie wywiera na czytelniku religijnej presji. Nie jest to też kontynuacja autobiografii autora, gdybym nie wiedziała, że książkę napisał ten sam człowiek, który spisał „Dziecko niczyje”, to chyba nie domyśliłabym się, że może to być ta sama osoba. 
Decyzję o przeczytaniu pozostawiam wam, mnie się podobała.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Promic.

6 komentarzy:

  1. mimo, że to niezbyt moja bajka, to po Twojej recenzji książka wydaje się być godna uwagi

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę otrzymałem od Wydawnictwa. Czeka na swoją kolejkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, jaka ciekawa propozycja! Chętnie sięgnę! Co ja bym bez Ciebie zrobiła? xD
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. hah no to trzeba się zapoznać :d szczególnie te śmieszne momenty zachęcają ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytalam ale na razie tylko zastanawiam sie czy po nia siegne ;*

    OdpowiedzUsuń