Pod numerem 44 na Scotland Street mieszka wiele
intrygujących osób. Najpierw poznajemy Pat, która wprowadza się tam by zrobić
sobie drugi rok przerwy od studiów. Jej współlokatorem jest Bruce –
narcystyczny osobnik z żelem goździkowym we włosach. Naprzeciw mieszka pani
Domenica, dobra dusza jeżdżąca niemal zabytkowym samochodem, niżej zaś Bertie z
rodzicami. Bertie, uważany jest za dziecko bardzo uzdolnione, w związku z czym,
w wieku 5 lat gra na saksofonie i mówi płynnie po włosku. Nic dziwnego, że w
końcu chce się zbuntować.
Nie mamy do czynienia tylko z tymi mieszkańcami, Scotland
Street jest ulicą pełną mieszczan jak i poetów, malarzy oraz studentów. Mieszanka
wybuchowa, chciałoby się napisać.
Jeśli miałabym tę książkę w jakiś sposób określić, użyłabym
chyba słowa „kojąca”. Nie ma w niej ani
porywającej fabuły, ani czegoś magnetycznego. Ona uspokaja, odpręża, czasem
również bawi. Jej głównym atutem są bohaterowie, których bez trudu możemy sobie
wyobrazić, nawet znaleźć odpowiedniki wśród swoich znajomych.
Magiczne w niej jest to, że choć opowiada o zwyczajnym życiu
ludzi w Edynburgu, to robi to niezwykle barwnie. Sprawę ułatwiają też
króciutkie rozdziały i lekkie pióro pisarza. Powiem tak, nie wiem, co dokładnie
w niej mnie urzekło, ale chętnie sięgnę po kolejną część, zachęcam i was.
to dziś druga recenzja tej książki, na jaką trafiłam, przyznaję, że bym ją przeczytała :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dla mnie:D
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu na nią poluję, jednak nie ma jej jeszcze w bibliotece
OdpowiedzUsuńKurczę, lubię książki z taką atmosferą, chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Twoje slowa mowiace ze ie ma porywajacej fabuly troche zniechicilo mnie do siegniecia po te ksiazke...
OdpowiedzUsuń