Lubię książki, w których głównym bohaterem jest zwierzątko. Uwielbiam "Zaklinacza koni" i "Szczeniaka". Czworonogi zawsze wprowadzają do lektury coś świetnego, czasem morze radości, a czasem dużo łez.
"Marley i ja" to taka historia, której nie byłoby bez psa. Tytułowy Marley to labrador retriver, którego John i Jenny kupili sobie by sprawdzić się w roli opiekunów. I który całkowicie zmienił ich życie. Ten pies urodził się po to, by broić, niszczyć, kraść jedzenie, wyłamywać barki na spacerach i panicznie bać się burzy. Trochę taki pies-pułapka, całkowicie niereformowalny posiadacz ADHD.
To właśnie on, Marley, był nieodłącznym elementem rodziny Groganów. To z nim przeżyli swoje najlepsze i najgorsze chwile, a gdy jego życie dobiegło końca, uświadomili sobie, że bez niego nic nie jest takie samo.
John Grogan, autor i główny bohater książki, z zawodu jest felietonistą. To, w jaki sposób udało mu się pokazać historię swojej rodziny wynika z talentu i miłości do pracy, którą wykonuje. "Marley i ja" to książka niezwykle ciepła, pełna miłości i szczęścia. Momentami bardzo smutna, wzruszająca do łez, a niejednokrotnie tak śmieszna, że nie da się powstrzymać od parsknięcia na głos.
Jedno jest pewne, takich lektur powinno być więcej, bo z pewnością nie jeden czworonóg mógłby dostarczyć na nie materiału. A przecież każdy od czasu do czasu lubi przeczytać coś zabawnego, odprężającego i opowiadającego o najgorszych psach świata, bez których nie można żyć.
Oczywiście o tej książce słyszałam. Mam nadzieję, że kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Oczywiście o tej książce słyszałam. Mam nadzieję, że kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka