piątek, 26 grudnia 2014

JANUSZ LEON WIŚNIEWSKI, IRADA WOWNENKO "Miłość oraz inne dysonanse"

Kiedyś, dawno temu przeczytałam "Samotność w sieci" i zakochałam się w tej książce. Ktoś mi później napisał, że powtórna lektura tej książki uświadamia nam jej wszystkie defekty. Więc do tej pory nie odważyłam się do niej wrócić, bo chcę ją zapamiętać, jako tą wspaniałą.

"Miłość oraz inne dysonanse" wypożyczyłam z chęci przeżycia z bohaterami dobrej historii. Może okrutnie smutnej i chwytającej za serce. Takiej, której się nie zapomina.
Znów mamy dwoje bohaterów, tak jak dwoje jest autorów tej książki. Struna, to z pochodzenia Polak, przebywający pewnego rodzaju załamanie psychiczne. Mężczyzna rozpamiętuje utraconą, zdradzoną miłość i muzykę, która tkwi w nim głęboko, i po którą boi się sięgnąć. Anna, to Rosjanka, która żyje w nieszczęśliwym małżeństwie. Jej mąż jest zimny jak lód i nie rozumie jej potrzeb i pragnień.
Dwie spragnione uczucia osoby, które w końcu się ze sobą spotykają i zakochują w sobie szaleńczo, beznadziejnie, słuchając muzyki klasycznej.

Czy ta powieść spełniła moje oczekiwania? Owszem, jest o miłości, wszyscy bohaterowie książki mają o niej bardzo dużo do powiedzenia i to chyba jest mój główny zarzut. Powiecie, sama chciała, a teraz narzeka. Chciałam, ale chyba nie w takiej ilości. Uczucie może być piękne, ale i beznadziejne na milion różnych sposobów. I te milion sposobów chyba chcieli opisać Wownenko i Wiśniewski. Po jakimś czasie zaczyna się odczuwać przesyt. Smutek po prostu przytłacza i chce się zaprzeczyć, że przecież nie zawsze historie miłosne kończą się źle.

Czytałam tę książkę ponad pół roku temu, a dopiero teraz zebrałam się żeby napisać recenzję. Mogę więc śmiało powiedzieć, że tej historii szybko się nie zapomina i jakaś jej część w człowieku zostaje. Jak niewyjęta z palca drzazga... i jak ślady po złamanym sercu.

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt!


Kochani, czegóż mogę życzyć, skoro wszystko już zostało powiedziane? :)
Świąt w gronie rodzinnym, wśród masy prezentów, dobrego jedzenia i uśmiechu.
Szampańskiej zabawy Sylwestrowej, która będzie idealna i bez wpadek.
Spokoju, czasu na relaks i odpoczynek. 

Żeby wena was nie opuszczała i żeby chciało wam się pisać, bo to dzięki wam ciągle poznaję nowe książki, które już na zawsze pozostaną częścią mnie.

A sobie życzę wytrwałości i systematyczności. I nowego regału na książki, bo ten który mam już od dawna stoi zapełniony :).

Wesołych Świąt, wasza Mani.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

ERIC-EMMANUEL SCHMITT "Intrygantki"

Biorąc do ręki "Intrygantki", nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zajrzeć, w jakiej formie książka została napisana. Założyłam, że powieść i już. Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że to... dramat.

Eric-Emmanuel Schmitt postanowił zabrać swoich czytelników w podróż do odległych czasów i przypomnieć im o sławnych postaciach: Don Juanie, Freudzie, czy mitycznym Charonie. 
Najdłuższa i dominująca jest zdecydowanie opowieść o Don Juanie i procesie, w którym ten jest stroną oskarżoną. Sprawa dotyczy uwodzenia i porzucania niewinnych dziewcząt. Stroną oskarżającą są oczywiście tytułowe Intrygantki.

Autor w bardzo trafny sposób oddał klimat dawnych czasów, odpowiednio dobrał język oraz dopasował didaskalia. Czytało mi się... dziwnie, choć nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy w pozytywnym, czy negatywnym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie przepadałam za dramatami, ciężko mi odczytywać ich znaczenia, te jednak były nowatorskie i ciekawe.

Troszkę szkoda, że trzy pozostałe teksty potraktowane zostały nieco po macoszemu. Może nie do końca potrafiłam wczuć się w ich klimat, a może zwyczajnie mnie nie zainteresowały. Każda opowieść mocno się różniła, dotyczyła innych czasów, innych światów, zawsze jednak znalazła się tam jakaś intrygantka. 

Schmitt zaskoczył mnie całkiem inną formą pisarstwa i muszę przyznać, że według mnie, jest to duży pozytyw, bo w dramacie autor czuje się jak ryba w wodzie, o czym świadczyć mogą trzy Nagrody Moliera, które za ową książkę otrzymał.

sobota, 20 grudnia 2014

WILLIAM GOLDING "Władca much"

O książce Wiliama Goldinga słyszałam już bardzo dawno temu, ale do tej pory kojarzyła mi się, dość głupio zresztą, z kreskówką i Czesiem w roli głównej. Ostatnio zabrałam się za zdobywanie powieści, które na mojej liście czytelniczej widnieją od lat i w końcu udało się dorwać i "Władcę much".

Głównymi bohaterami książki Goldinga są mali chłopcy, którzy przetrwali katastrofę samolotu i wylądowali na bezludnej wyspie. Przeżyły tylko dzieci, które muszą się odnaleźć w nowej sytuacji i po prostu przeżyć. Wraz z rozwojem fabuły czytelnik obserwuje jak chłopcy sobie radzą, jak rozwiązują kwestię władzy w grupie, ale też jak pod wpływem stresu i bezsilności zmieniają się ich charaktery.

Powieść jest stosunkowo krótka, ale za to niesamowicie hipnotyzująca. Golding potrafi wprowadzić odbiorcę w swego rodzaju trans, zaszokować go, przerazić. Choć powieściowe wizje często są urojeniami chłopców, to z biegiem czasu zmieniają młodych bohaterów w chore istoty, których jedynym instynktem jest ten, żeby przeżyć.

"Władca much" jest momentami wręcz przerażający. Autor stworzył wyspę okrytą aurą tajemniczości, niebezpiecznego rytuału i psychozy. Jeszcze mocniej działa to na wyobraźnię, jeśli podkreślić, że na wyspie znajdują się tylko dzieci, które kojarzą się z niewinnością, a nie grą na śmierć i życie.

Powieść Williama Goldinga to bardzo dobra książka, którą zwyczajnie warto poznać. Ale myślę, że trzeba mieć na nią odpowiedni nastrój, bo to, co wydaje nam się zabawą, szybko zyskuje tam miano jednego z najmroczniejszych koszmarów.


wtorek, 16 grudnia 2014

NATE KENYON "Diablo III. Nawałnica światła"

Ilekroć decyduję się na przygarnięcie książki o grze, bądź czymkolwiek o czym nie mam zielonego pojęcia, zastanawiam się co mną kieruje. Zazwyczaj jest to jakieś widzimisię, tym razem jednak sprawa była nieco łatwiejsza, gdyż moja przyjaciółka baaardzo chciała tę książkę mieć. Tylko, że ja, w przeciwieństwie do niej, nigdy nie grałam w Diablo.

Najwyższe Zło zostało pokonane, Niebiosa odrodziły się, a Archanioły zdecydowały się strzec Czarnego Kamienia Dusz w swoim królestwie. Ta decyzja może mieć tragiczne skutki, co zdaje się zauważać jedynie Tyrael - Archanioł Mądrości. Jego decyzja jest nieodwołalna i nie spotyka się z przychylnością braci - anioł odrzuca skrzydła i jako człowiek schodzi na ziemię. Jego celem jest zebranie grupy nefalemów, którzy będą mieli dość siły i odwagi, by wraz z nim udać się do Niebios i wykraść szerzący zło kamień. Misja jest niebezpieczna i może sprowadzić śmierć na nich wszystkich.

Co mnie troszkę zdziwiło, to bardzo długi opis z tyłu okładki. Może jest to specjalna wskazówka dla takich laików jak ja, z drugiej jednak strony, zapalony gracz, dowie się z niej aż za dużo. Ja, jak już wspomniałam, nie należę do tej grupy i początkowo czytanie szło mi jak po grudzie. Nie znałam głębszego kontekstu, nie wiedziałam kim są bohaterowie... w ogóle nie wiedziałam nic. Na szczęście wraz z biegiem akcji zorientowałam się o co toczy się walka i wciągnęłam w lekturę. Byłabym nawet skłonna zaryzykować i spróbować zagrać w Diablo, a to już coś, bo jedyne w co gram, to kulki.

Rozdziały w książce są krótkie i naładowane napięciem i emocjami. Nie ma pustych fragmentów, w których nic się nie dzieje. Każdy rozdział to zadanie, które trzeba jak najszybciej wykonać. Całość została opakowana w dobrą fabułę, która jasno charakteryzuje każdą z postaci oraz wskazuje na ich wzajemne relacje. Ze wszystkich postaci najbardziej polubiłam Zayla, nekromantę i jego gadającą czaszkę Humbarta. Miał w sobie spokój i wielką mądrość, której czasem brakowało innym uczestnikom wyprawy. A jego towarzysz Humbart był po prostu ciekawym dodatkiem, który wzbudził we mnie pozytywne odczucia.

Po przemęczeniu tych kilku pierwszych rozdziałów śmiało mogę powiedzieć, że książka mi się podobała. Spodoba się zatem na pewno wszystkim graczom, którzy odnajdą się bez trudu w świecie przedstawionym i może troszkę poszerzą swoje horyzonty, jeśli chodzi o literaturę.

Za książkę dziękuję Pani Iwonie Wodzińskiej z Insignis :)

wtorek, 9 grudnia 2014

JACEK GETNER "Pan Przypadek i korpoludki"

To już trzecia część przygód detektywa-jasnowidza Jacka Przypadka. Do tej pory ukazały się "Pan Przypadek i trzynastka" oraz "Pan Przypadek i celebryci". Obie książki spodobały mi się na tyle, że byłam ciekawa czym tym razem zaskoczy mnie autor.

Pan Przypadek jest postacią charakterystyczną i specyficzną. Najczęściej widuje się go w dresie i w biegu, gdyż intensywnie trenuje do maratonu. Pomiędzy treningami rozwiązuje zaś sprawy tajemniczych morderstw, zniknięć, ewentualnie konsumuje słodycze u sąsiadki Bamber. Jest szybki, inteligentny i... bardzo denerwujący, jak utrzymują niektórzy.

Tym razem motywem przewodnim historii są różnej maści korporacje. Tajemnicza śmierć bogatego prezesa, skandal wywołany paleniem papierosów konkurencyjnej firmy i przywłaszczenie własności intelektualnej. Brzmi poważnie i skomplikowanie, ale to bułka z masłem dla Jacka Przypadka. W końcu ludzie są "banalnie przewidywalni". 

Jacek Getner, kolejny raz dał z siebie wszystko - jest zabawnie, oryginalnie i swojsko Przypadkowo. Ostatnim razem nie miałam żadnych zastrzeżeń do lektury, tym razem jednak będę musiała trochę pozrzędzić. Może to kwestia tego, że głównego bohatera znam już dosyć dobrze, a może tego, że on cały czas ewoluuje i jest tylko lepszy. I szybszy w tym co robi. Tak szybki, że potrafi rozwiązać sprawę morderstwa w kilka godzin. Nawet jak na literacką fikcję, troszkę za szybkie to tempo. 

Poza tym raczej czepiać się nie będę. Pochwalę za to cudownie prześmiewczy charakter książki. Autor pokazuje bohaterów, którym woda sodowa już dawno uderzyła do głowy. Takich, którzy swoją niewinnością operują jak tarczą i skafandrem ochronnym. Takich, którzy są tak w nią zapatrzeni, że nie widzą, że prawdziwa niesprawiedliwość rodzi się tylko i wyłącznie w ich głowach. Całe szczęście, że znajdzie się taki Jacek Przypadek, który wie, jak sobie z "grubymi rybami" radzić.

Czekam na kolejną część. Zapowiada się iście kosmicznie.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję autorowi :)

wtorek, 2 grudnia 2014

WOJCIECH JAGIELSKI "Wypalanie traw"

Wojciech Jagielsk jest wielokrotnie nagradzanym pisarzem, korespondentem wojennym i publicystą. Jego książki łączą w sobie reportaż z powieścią, dzięki czemu świetnie się je czyta i łatwo zapadają w pamięć.

"Wypalanie traw" wpadło mi w ręce dzięki mojej Pani promotor na studiach. Uznała, że jeśli interesuje mnie tematyka rasizmu i nietolerancji, to książka Jagielskiego spełni moje oczekiwania. Nie myliła się. 

Miasteczko Venterstorp od zawsze rządzili biali Burowie. Czarni mieli tam swoją dzielnicę i byli traktowani jak niewolnicy, bo chcąc mieć pracę, musieli zgadzać się na wszelkie warunki białych farmerów. Czasy mają się zmienić, gdy do władzy dochodzi wypuszczony z więzienia Nelson Mandela. Koniec z apartheidem, rządy przejmuje czarnoskóra większość miasteczka. Jest to jednak przejście tylko pozorne, bo w Ventersdorpie tak na prawdę, choć nieoficjialnie władzę sprawuje Eugene Terre'Blanche, samozwańczy generał, który u czarnych budzi paniczny lęk i który nigdy nie pogodzi się z ich rządami. Ale co się stanie, gdy dwóch czarnych zmęczonych czekaniem na zaległą wypłatę zbuntuje się i zabije słynnego przywódcę?

Miejsce akcji, Ventersdorp, to małe miasteczko, w którym zatrzymał się czas, i w którym każdy obcy traktowany jest jak intruz - o ile ktoś obcy w ogóle się tam pojawi. Mieszkańcy Ventersdorpu nie są przychylnie traktowani w innych miejscowościach, gdyż zła sława Terre'Blanche'a sięga daleko i wzbudza uczucie lęku podszytego szacunkiem. 

Jagielski pisze swoją książkę bardzo obiektywnie, nie ocenia niczyich działań, nie stara się też ich zrozumieć. To po prostu przedstawienie przykrych i niewygodnych faktów, o których rzadko rozmawia się na forum. "Wypalanie traw", to opowieść o czarnych, których nikt nie słucha i mało kto szanuje, pomimo praw, jakie im przysługują. To historia o człowieku, który żył dla urojonej ideologii, dla którego czarni, to zło, którego trzeba się wystrzegać, które należy tępić.
Wreszcie "Wypalanie traw", to historia o rozczarowaniu ludzi, którzy w rewolucji pokładali wielkie nadzieje, i którzy srodze się zawiedli, bo nadal nikt nie traktował ich poważnie. Nadal nic się nie zmieniło.

W książce uderzyło mnie przede wszystkim to, jak Burowie mówili o swoich pracownikach, że to złodzieje, że są leniwi, że niczego nowego nie chcą się nauczyć, a zarabiać chcieliby dużo. Wydawało mi się to mocno przesadzone, wywołane jakimś stereotypem. Wszystko do momentu, gdy zauważyłam, że to nie są wymysły ludzi i przynajmniej część oskarżeń jest najczystszą prawdą. Okropnie mnie to rozczarowało, ale czy powinno? 

"Wypalanie traw", to świetnie napisana relacja z pobytu Jagielskiego w Ventersdorpie. Tak dobra, że wydaje się być literacką fikcją, z drugiej strony ciągle przypominająca czytelnikowi, że wszystko, co w niej opisane, działo się naprawdę. Polecam. Musicie ją przeczytać. 

niedziela, 30 listopada 2014

AGATHA CHRISTIE "I nie było już nikogo"

Agatha Christie to bardzo znana i ceniona autorka kryminałów. "I nie było już nikogo", to jedna z jej książek, którą większość z nas kojarzy, zna, albo chce poznać. I ja w końcu znalazłam dla niej czas.

Ta króciutka powieść, to historia o dziesięciu osobach, które przybywają na Wyspę Żołnierzyków otrzymawszy wcześniej zaproszenie od niejakiego U.N. Owena. Wyspa jest maleńka, willa nowoczesna, a gospodarz... a gospodarza nie ma. Bohaterowie są tym nieco zdziwieni, ale chcąc nie chcąc, muszą na niego poczekać, bo z wyspy nie ma się jak wydostać, a łódka, która ich przywiozła dawno odpłynęła. Przy popołudniowej herbacie dzieje się coś dziwnego: z gramofonu płynie oskarżenie o morderstwa popełnione przez zaproszonych gości. Wszyscy są oburzeni, zażenowani, chcą dowiedzieć się, co to wszystko ma znaczyć. I wtedy ni z tego, ni z owego, ginie pierwsze z nich.

Kto zastawił na całe towarzystwo pułapkę? Dlaczego giną w sposób opisany dokładnie w wierszyku "Dziesięciu żołnierzyków"? Kto jest szalonym mordercą? Na te pytania można odpowiedzieć sobie samemu, ale ja nie domyślałam się prawdy ani przez chwilę. 

Kryminałów czytam stosunkowo mało, a jeśli już, to staram się wybierać te najlepsze. Tak jest i w tym przypadku. Agatha Christie porwała mnie w misternie uknutą intrygę, pobawiła się ze mną w ciuciubabkę i trzymała w niepewności do ostatniej chwili. Z przyjemnością dałam się wodzić za nos. 

"I nie było już nikogo" to lektura krótka, ale bardzo treściwa. Akcja, pozornie spokojna, szybko gna ku kolejnym morderstwom skutecznie uniemożliwiając namysł nad tym, kim jest ewentualny morderca. 
Jedynym minusem wynikającym zapewne z objętości książki, jest brak emocjonalnych reakcji u bohaterów. Oczywiście jest strach, paniczny wręcz lęk przed śmiercią, potęgujący się z każdym kolejnym zabójstwem, ale brakowało mi tam jakiegoś poczucia straty, współczucia dla zabitych. Bohaterowie niemal nad każdą śmiercią w tempie natychmiastowym przechodzą do porządku dziennego. Przenoszą trupa do jego pokoju i przestają nieomal o nim myśleć, jakby nie żył co najmniej 10 lat, a nie od 10 minut. 

Ale to tylko taki mały szczegół, który nie psuł mi mocno odbioru książki. Myślę, że każdy, fan, czy nie, Agathy Christie, zatraci się w lekturze i dobrze spędzi przy niej czas.

środa, 19 listopada 2014

ANDRZEJ SAPKOWSKI "Krew elfów"

Andrzej Sapkowski jest nazywany królem polskiej fantasy. Ja za jego książki zabierałam się bardzo długo, nie umiałam się do nich przekonać, ale jak już przyszło co do czego, "Krew elfów" pochłonęłam szybciutko.
Nieco po fakcie zorientowałam się, że lepiej byłoby najpierw przeczytać nowele Sapkowskiego, dzięki którym poznałabym bliżej bohaterów, ale mimo braku znajomości, nie czułam dyskomfortu i całkiem nieźle odnalazłam się w powieści.

Cała fabuła toczy się wokół jednej małej dziewczynki - księżniczki Ciri, uratowanej z rzezi pod Cintrą. Ocalona przez Wiedźmina Geralta zostaje ukryta przed ludźmi, którym może zależeć na jej śmierci, a następnie szkolona w siedzibie Wiedźminów, jako pierwsza w historii kobieta. Do pomocy w edukacji dziewczynki zostają włączone również czarodziejki, okazuje się bowiem, że Ciri ma moc, której nie do końca jest świadoma.
Tymczasem ważą się losy państw i wielu osobom zależy na tym, by na tronie Cintry nie zasiadła jego prawowita właścicielka.

Nigdy nie ograniczam się jeśli chodzi o gatunki książek, natomiast fantasy czytam rzadko. Jeśli jednak już mi się zdarzy, to zawsze jestem zadowolona z lektury. I tak było tym razem. Nie bez przyczyny Sapkowski został nazwany królem - on po prostu świetnie potrafi pisać. Ma dosyć lekki styl, jeśli wyłączyć wszelakie nazwy własne, na których można połamać sobie język. Do tego, w wielu miejscach wplata żartobliwe sytuacje, czy wulgaryzmy rodem z epoki, nadające całości nutkę pikanterii i swoistego klimatu.

Dłużyły mi się tutaj tylko pojedyncze sceny narad, które dla mnie nie wnosiły nic konkretnego do toku fabuły (a może były ważne w ogólnym kontekście, którego nie znam?). Ciekawe były natomiast krótkie notki obrazujące tok nauki Ciri i zarazem upływający czas.
Nie można też nie wspomnieć o mottach poprzedzających każdy rozdział. Widać, że Sapkowski stworzył je sam, są fikcją literacką i pięknie komponują się z fabułą.

Polecam. Fanom fantasy pewnie nie muszę, bo lekturę mają już dawno za sobą, a wszystkim innym, którzy jeszcze się wahają radzę odrzucić uprzedzenia i po prostu spróbować. Myślę, że i wam się spodoba.

wtorek, 11 listopada 2014

JOHN BOYNE "Chłopiec w pasiastej piżamie"

O "Chłopcu w pasiastej piżamie" słyszałam wiele, bardzo długo szukałam też tej książki w bibliotekach. Tematyka holocaustu, choć bardzo smutna, chyba nigdy mi się nie znudzi. W tych książkach zawsze można znaleźć piękne świadectwo czyjegoś bohaterstwa, czyjejś dobroci. Chyba dlatego tak bardzo je lubię.

Dwóch chłopców - Bruno i Szmul. Urodzeni tego samego dnia, miesiąca i roku, 9-letnie dzieci z całkiem różnych środowisk. Bruno nie rozumie, dlaczego ma się wyprowadzić z Berlina i zamieszkać w miejscu, gdzie nie będzie się z kim bawić i nie będzie tej fajnej poręczy do zjeżdżania. Tata Bruna to poważny człowiek, komendant, któremu Furia powierzył nowe zadanie. A Furii się nie odmawia. Cała rodzina ląduje więc w Po-świeciu, a z okien widać jakiś dziwny świat ogrodzony płotem z drutu kolczastego. Gdy chłopiec ma już dosyć samotności, wybiera się na wycieczkę wzdłuż zabezpieczenia. Tam, po drugiej stronie, spotyka Szmula. I postanawiają się zaprzyjaźnić. 

Bruno i Szmul. Tak wiele ich różni. Bruno do tej pory mieszkał w 3-piętrowym domu, z masą służących. Nie wiedział co to wojna, nie rozumiał jej rozmiaru, w ogóle nie przyjmował jej do wiadomości. Za to Szmul, mały Żyd, musi borykać się z głodem, brakiem mamy, okrucieństwem żołnierzy i więzieniem. Chłopcy postanawiają się zaprzyjaźnić, bo oboje czują się samotni, oboje potrzebują siebie nawzajem. I choć Bruno nie do końca rozumie jak straszne życie wiedzie Szmul, to w ostatecznym rozrachunku jest z nim całym sercem, do końca.

"Chłopiec w pasiastej piżamie" nie jest długą historią, ale na swoich kartkach zawiera tak wiele dziecięcych emocji, ufności i uczucia, że nie sposób nie zapłakać przy jej końcu. Narracja prowadzona jest przez Bruna, cała sytuacja, w której się znalazł i niemożność jej zrozumienia, co samo w sobie tłumaczy słowa Furia i Po-świecie, których dziecko nie potrafi prawidłowo wymówić i nie wie, co się z nimi wiąże.

Niesamowita książka, którą można, a nawet trzeba przeczytać od początku do końca bez ani jednej przerwy. Powieść, która wstrząsa czytelnikiem, o której nie sposób zapomnieć. O tym, że nie ma lepszych i gorszych, o tym, że liczy się tylko człowiek. Wreszcie o tym, że każdy z nas zasługuje na jednakowe traktowanie. I o wielkiej przyjaźni aż do śmierci.

poniedziałek, 3 listopada 2014

MARIA DĄBROWSKA "Noce i dnie. Tom IV"

To już ostatnia część "Nocy i dni" (tak, więcej nie będę was męczyć ;)). Czas spędzony przy lekturze raz wspominam lepiej, raz gorzej, na pewno jednak go nie żałuję. Na okładce widnieje napis "Klasyka polska", który jednym wyjaśnia wiele, a drugim nic. Dla mnie klasyka jest swego rodzaju wyzwaniem - czy mi się spodoba? czy powinna? czy zrozumiem, co autor miał na myśli?

"Noce i dnie" to, z jednej strony, saga rodzinna, z drugiej zaś, coś głębszego, przez co czasem ciężko jest przebrnąć. Tom czwarty zawiera w sobie spore partie dotyczące sytuacji społeczno-politycznej w przedsionku wojny. Dużo tu sporów pomiędzy bohaterami, mów patriotycznych i narodowo-wyzwoleńczych, pracy na rzecz kraju. Sama rodzina Niechciców musi ustąpić pola, ich losy ciągle toczą się na łamach powieści, ale mam wrażenie, że autorka chce czytelnikowi zwrócić uwagę głównie na patriotyzm i wykorzystuje w tym celu osobę Agnieszki - najstarszą córkę Niechciców. 

Przyznam szczerze, że polityka mało mnie interesuje, wojny znam jedynie z lekcji historii, więc długie na kilka stron dywagacje na te tematy czasem nudziły mnie wręcz na śmierć, odciągały od głównej fabuły, oddalały od bohaterów. Do Niechciców, chcąc nie chcąc, mocno się przywiązałam, polubiłam histeryczną naturę Barbary, znielubiłam Tomaszka za jego lekkomyślność, kibicowałam Agnieszce i wstydziłam się za Emilkę. Tak, i było mi smutno z powodu Bogumiła. Ciekawa to była rodzina, prosta, z kłopotami na głowie, ale zawsze optymistycznie patrząca w przyszłość. Miło mi było ich poznać.

sobota, 1 listopada 2014

CHARLOTTE BRONTE "Shirley"

O siostrach Bronte słyszał pewnie każdy. Ich proza przenosi czytelnika w odległe czasy, gdzie kobiety zajmowały się dzierganiem, a mężczyźni utrzymaniem rodziny. Jedni uwielbiają te historie, drudzy okropnie się przy nich nudzą, a ja dotychczas byłam gdzieś pośrodku.

Rzecz dzieje się w małej miejscowości w północnej Anglii. Swoją fabrykę tkanin otwiera tam przyjezdny Robert Moore. Czasy nie są przychylne dla przedsiębiorców, Moore chce sprowadzić do swojego przybytku nowoczesne maszyny, które pomogą w produkcji i zastąpią człowieka... no właśnie, a ów człowiek zostanie bez pracy i grosza by wyżywić swoją rodzinę. Tym sposobem mężczyzna ściąga na siebie masę kłopotów i wrogów.

Równocześnie czytelnik poznaje wątek dotyczący kuzynki przedsiębiorcy, skromnej i zakochanej w nim po uszy Caroline Helstone oraz jej przyjaciółki, pięknej, szalonej i bogatej Shirley Keeldar. 

"Shirley" to tomiszcze sporych rozmiarów, mieści więc w sobie wielu bohaterów i ich historie. Jest to powieść obyczajowa, nie ma w niej więc wielu zwrotów akcji i mocnej dynamiki. Ma za to coś innego, potrafi zaciekawić czytelnika, sprawić, by spędził przy niej dużo czasu, czytając, odpoczywając, rozluźniając się. Nie jest lekturą nudną, jak się początkowo obawiałam, losy bohaterów są ciekawe, a także poprzeplatane ze sobą, dzięki czemu na bieżąco dzieje się coś interesującego. 

Postaci w powieści są bardzo różne, mamy skromniutką i cichą Caroline, która nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce, co często doprowadza ją do choroby. I z drugiej strony jest Shirley, bardzo odważna, przebojowa i nie bojąca się wyrażać swojego zdania, nawet w kwestiach, o których kobiety w ówczesnych czasach nie przodowały. Dodatkowo pojawiają się zarozumiali wikarzy, z pozoru zimny i nieczuły Robert i wielu, wielu innych.

Nigdy nie przepadałam za tego typu historiami, nużyły mnie, zachowanie bohaterów (wynikające z pewnością z racji czasów, w których żyli) było dla mnie głupie i infantylne. Czytając "Shirley" nie doszłam do takich wniosków, mogę śmiało powiedzieć, że autorce udało się mnie oczarować.

sobota, 25 października 2014

Zapowiedź: "Mrówańcza"

"Mrówańcza" już do mnie leci, tymczasem zapraszam do zapoznania się z notą od wydawcy :)

Uniwersum Metra 2033: Mrówańcza, Falkon i spotkania z Pawłem Majką
Najbliższe tygodnie będą obfitowały w wydarzenia związane z Uniwersum Metra 2033. W środę 22 października na półki księgarń trafiła Mrówańcza Rusłana Mielnikowa – trzecia w tym roku powieść w serii. Jej autor jest Rosjaninem, autorem blisko 30 powieści. Akcja Mrówańczy, jednej z lepiej ocenianych książek w serii, toczy się w Rostowie nad Donem, gdzie w nieukończonym metrze nieliczni mieszkańcy muszą stawić czoło tytułowemu zagrożeniu.

Tradycyjnie już w listopadzie ekipa Uniwersum Metra 2033 przygotuje swoje postapokaliptyczne stoisko na Festiwalu Fantastyki Falkon w Lublinie. Będziemy tam obecni od piątku do niedzieli (7–9 listopada). W sobotę gościem Falkonu będzie Paweł Majka. Oprócz częstej obecności na naszym stoisku organizatorzy zaplanowali o godz. 12.00 spotkanie autorskie w Sali Konferencyjnej, a następnie dyżur autorski w VIP Corner, gdzie p. Paweł będzie do dyspozycji Czytelników.
A już teraz zapraszamy do wysłuchania pierwszego fragmentu Mrówańczy w interpretacji Andrzeja Mastalerza:

czwartek, 23 października 2014

J. D. LANDIS "Dagny. Życie i śmierć"

Historia życia Dagny Przybyszewskiej, to opowieść o znakomitych poetach, sławnych malarzach i ich tragicznym życiu. Jest to jednak książka przedstawiająca ich w całkiem innym świetle, świetle życia codziennego, alkoholizmu i otwartych związków. 

To ona, Dagny, w jakiś sposób ich wszystkich łączyła. Była bardzo piękna, rudowłosa i niezwykle pewna siebie. Każdy chciał ją mieć, a ona zdawała sobie z tego sprawę. Kto raz ją posiadł, już nie mógł się od niej uwolnić. Ale ona pokochała tylko jednego mężczyznę - Stanisława Przybyszewskiego. Ich związek był dziwny, pełen żarliwości i pożądania oraz ogromnego smutku. Dagny była muzą Stacha, jego natchnieniem, jego dopełnieniem. Mimo to musiała się godzić na kochanki, musiała znosić upokorzenie, bo taki właśnie był jej mąż i kochali go wszyscy, pomimo ogromu jego wad. 

Landis zaznacza we wstępie, że jego powieść to fikcja, która jednak jak najbliżej trzyma się faktów o życiu Dagny Juel Przybyszewskiej. Nie ma tego wiele, jej korespondencja została spalona, pamiętnik również zaginął. Pozostały jej wiersze, w które wkładała cały swój ból, którego nigdy nie okazywała na zewnątrz. 

"Dagny. Życie i śmierć" to historia wybitnych artystów, Przybyszewskiego, Muncha, Korab-Brzozowskiego i wielu innych. To prawdziwa uczta dla humanistów i jednocześnie niezwykle wciągająca lektura, tak samo jak pasjonujące i tragiczne było życie Dagny. Polecam, nie zawiedziecie się.

poniedziałek, 20 października 2014

DANNY SCHEINMANN "Niezwykłe akty prawdziwej miłości"

"Niezwykłe akty prawdziwej miłości" to powieściowy debiut Scheinmanna, w co trochę trudno uwierzyć, zważając na popularność tej książki oraz moje wrażenia po jej przeczytaniu. Ciekawa jestem jak wypada na jej tle adaptacja filmowa.

Dwie historie miłosne. Jedna, która nagle się kończy pozostawiając w sercu ogromną dziurę i druga, dzięki której chce się żyć, dzięki której śmierć nie ma do bohatera dostępu. Leo i Eleni. Nie widzieli poza sobą świata, a przynajmniej Leo miał przed oczyma tylko ją. Podczas wakacji do autobusu, którym jechali dobiła ciężarówka. Eleni była jedyną śmiertelną ofiarą wypadku. W chwili gdy Leo odzyskał przytomność i dowiedział się prawdy, serce pękło mu na pół i wyglądało na to, że już nigdy nie sklei się w jedno. 

Moritz i Lotta. Przysięga miłości i wierności do czasu, aż on wróci z wojny. Noce w okopach, gruźlica, Sybir i ucieczka, wszystko przepełnione Lotte, miłością do niej, która pcha do przodu, każe iść dalej, gdy nogi odmawiają posłuszeństwa, a kaszel wyrywa wnętrzności. 

Dwie całkiem różne historie, które poruszają w człowieku najczulsze struny. Miłość, której każdy chciałby zaznać, tak piękna, że aż nierealna. Uczucie, które zabija po utracie ukochanej, ale też uczucie, które uskrzydla i jest jedyną nadzieją w okrutnych czasach. 

Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się czytać książkę, w której to koniec miłości jest początkiem historii. Śmierć Eleni i rozpacz Leo opisana została w taki sposób, że aż bolała, rozrywała serce. Szczerze mówiąc, nie byłam na to przygotowana. Taki ładunek emocji już na wstępie. Później nie było gorzej, nieco bardziej melancholijnie, jeszcze później psychodelicznie. Scheinmann w sposób odarty ze złudzeń pokazał cierpienie i szaleństwo. I pięknie mu to wyszło, tak właśnie, jak wyjść powinno.

Druga historia jest retrospektywna, wzbudzająca w czytelniku coraz większą ciekawość. Jest również straszna, bo dotyczy wojny i wszystkich jej konsekwencji. 

Rozdziały przeplatają się ze sobą, a przerywane są wpisami z dziennika Leo, fotografiami kopulujących zwierząt i rysunkami. Ładnie to wygląda, a dodatkowo wprowadza intymny, pamiętnikarski akcent. Wszystkie te wpisy dotyczą pięknej i czystej miłości.

Powieść Scheinmanna zrobiła na mnie duże wrażenie i na pewno na długo ją zapamiętam. Choć nie była wzorowa w swojej formie, to jest to jedynie szczegół, który nie zasługuje na uwagę, bo przyćmiewa go moc opowiedzianej historii. Więcej takich książek poproszę.

sobota, 18 października 2014

KATHERINE WEBB "Echa pamięci"

Katherine Webb znowu w akcji. Po bestsellerowym "Dziedzictwie" przyszedł czas na drugą powieść, której również wróżę podobny, jak nie większy sukces, bo mówiąc szczerze "Echa pamięci" spokojnie dorównują "Dziedzictwu", jeśli go nie przerastają.

Mitzy Hatcher jest biedną dziewczynką z Blacknowle, która dzieciństwo spędza na zbieraniu ziół, szukaniu krabów, które będzie można zjeść na obiad oraz uciekaniu przed złością matki i dzieciaków ze wsi, które uwielbiają ją poniżać. 
Pewnego dnia zdarza się cud. Mitzy spotyka uroczą dziewczynkę z miasta, Delphine, która nie odwraca się od niej z odrazą, a wręcz przeciwnie, chce się z nią bawić i nawet zaprasza na podwieczorek. 
Życie Dimity zmienia się z dnia na dzień. Gdy dziewczynka poznaje ojca koleżanki, słynnego artystę Charlesa Aubreya, jej życie nabiera barw. Jest jego muzą, Charles ją kocha i na pewno będą razem bardzo szczęśliwi. Biedna Mitzy zakochuje się do szaleństwa, które sprowadzi na rodzinę Aubreyów wielkie nieszczęście.

Siedemdziesiąt lat później, do Blacknowle przyjeżdża Zach. Jego życie nie toczy się tak, jak to sobie zaplanował, była żona wyprowadziła się na drugi koniec stanu z jego ukochaną córeczką, a on nie potrafi nawet skończyć książki biograficznej o Charlesie Aubreyu. Przyjeżdża więc tam, gdzie Charles spędzał wakacje, by znaleźć inspirację i zarobić trochę grosza na utrzymanie. Będzie pierwszym z autorów, który zbliży się do Dimity Hatcher, tej samej, której wspomnienie króluje na wielu obrazkach Aubreya. Będzie pierwszym, który spróbuje dowiedzieć się prawdy. Pierwszym, który odkryje sekrety, o jakich nawet mu się nie śniło. 

Tak jak i poprzednia powieść Webb, "Echa pamięci" osadzone są w dwóch płaszczyznach czasowych. Przeszłość miesza się tu z teraźniejszością dzięki wspomnieniom Dimity. Prawda przeplata się z fałszem, obsesja podsuwa aluzje, których nie ma, do złudnych nadziei bez pokrycia. Autorka doskonale pokazała szaleńczą, chorobliwą miłość nastolatki do dorosłego mężczyzny. Miłość beznadziejną, bez pokrycia, po części wyobrażoną i bardzo niebezpieczną.

Gdy dostałam propozycję przeczytania tej książki, nie wahałam się ani chwili. I miałam rację, bo powieść zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Jedyny zgrzyt, który troszkę mi tam nie pasował, wynikał z wplecenia do teraźniejszej fabuły motywu rodziny Romów, którzy ukrywali się w domu jednej z bohaterek. Co prawda wątek ten wprowadzał nieco nowej akcji do powieści, ale mimo wszystko był jakby oderwany od całości i chyba nie do końca potrzebny. 

Podsumowując, mam nadzieję, że już niedługo będę miała okazję przeczytać kolejną książkę Katherine Webb. Ta autorka ma wielki potencjał, a jej książki na długo pozostają w pamięci. Oby wydała ich jak najwięcej.

czwartek, 9 października 2014

Zapowiedź: "Mindfulness"

„Pragniesz żyć pełniej i szczęśliwiej? Zdecydowanie polecam przystępne metody, które znajdziesz w książce Mindfulness. Trening uważności”. W ten sposób książkę rekomenduje znany amerykański psycholog Daniel Goleman, autor bestsellera Inteligencja emocjonalna.

Czujemy się zabiegani i chronicznie brakuje nam czasu. To tylko dwa przykłady z wielu, które prowadzą współczesnego człowieka do poczucia utraty kontroli nad życiem, stanów lękowych, depresji…
Mindfulness. Trening uważności – książka, która 12 września ukazała się w Polsce – to jeden z najskuteczniejszych poradników, jakie kiedykolwiek pojawiły się w księgarniach. Pozwala opanować techniki, które uświadamiają, jak niewiele trzeba, aby znaleźć spokój w pędzącym świecie.
Trening uważności ze względu na swoją skuteczność zyskuje coraz większą popularność. Autorzy poradnika korzystają z osiągnięć terapii poznawczej opartej na uważności. Naukowo potwierdzono, że terapia ta stosowana jest z sukcesami m.in. w leczeniu depresji. Jednym z twórców tej metody (MBCT) jest współautor Mindfulness. Trening uważności, Mark Williams, ceniony profesor psychologii klinicznej na Uniwersytecie Oksfordzkim. Zajmuje się on przede wszystkim problemem powracającej depresji. Drugi z autorów, Danny Penman, to dziennikarz „Daily Mail”, współpracujący również z „The Independent” oraz telewizją BBC. Odkrył mindfulness po poważnym wypadku, w wyniku którego był czasowo sparaliżowany.
Za pomocą zawartych w poradniku wskazówek autorzy podpowiadają, jak radzić sobie w walce ze stresem czy rozdrażnieniem oraz jak uniknąć poczucia przepracowania i psychicznego wyczerpania. Przedstawiony przez nich program trwa osiem tygodni (każdy tydzień opisany został w oddzielnym rozdziale). Plan ten opiera się głównie na technikach medytacyjnych skoncentrowanych na świadomym oddychaniu oraz na ćwiczeniach medytacyjnych, pozwalających kontrolować zmiany zachodzące w ciele i umyśle. Już kilka minut dziennie poświęconych medytacji przynosi znaczącą poprawę jakości życia i daje poczucie szczęścia. Doskonałym uzupełnieniem książki jest płyta z medytacjami. Ważnym elementem poradnika są także zadania do samodzielnego wykonania oraz historie z życia wzięte, które udowadniają, że to, jak się czujemy, w dużej mierze zależy od nas samych.
Książka Mindfulness. Trening uważności pomogła ludziom na całym świecie osiągnąć stan spokoju. Teraz trafia do rąk polskich czytelników. Każdy, kto po nią sięgnie, będzie miał okazję opanować umiejętność skupienia się na chwili obecnej, nauczy się unikać negatywnych myśli i zacznie je traktować raczej jako krótkotrwałe wytwory umysłu, a nie wierne odbicie rzeczywistości.
Dzięki skutecznym technikom relaksacji przedstawionym w Mindfulness. Trening uważności można łatwo i skutecznie zredukować codzienny stres i niepokój, zwiększyć świadomość swoich stanów emocjonalnych i nauczyć się właściwie reagować na różne sytuacje.
Olbrzymie zainteresowanie tematem na całym świecie pozwala sądzić, że również w Polsce Mindfulness. Trening uważności powinien przeczytać każdy, kto choć raz myślał o poprawieniu jakości swojego życia i wprowadzeniu w nim trwałych zmian.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Edgard w cenionej przez czytelników serii Samo Sedno 12 września.

wtorek, 30 września 2014

EMMA DONOGHUE "Ladacznica"

Emma Donoghue jest ciekawą osobistością. Ma siedmioro rodzeństwa, ukończyła licencjat z angielskiego i francuskiego, napisała też doktorat na temat przyjaźni męsko-damskiej w literaturze pięknej XVIIIw. W Polsce znana jest dzięki swojej książce "Pokój", która przyniosła jej światową sławę.

Akcja "Ladacznicy" osadzona jest w XVIII wiecznym Londynie i Monmouth. Główna bohaterka, Mary Saunders, pochodzi z ubogiej rodziny. Jej matka jest szwaczką, ojczym natomiast piekarzem. Jako dziewczynka, 14-letnia Mary nie ma dla rodziny dużej wartości. Mimo to, chodzi do szkoły, bo tego życzył sobie jej nie żyjący już ojciec. Pewnego dnia w domu dochodzi do kłótni, a Mary w złości wykrzykuje matce, że nie chce skończyć jak ona, po czym wybiega z domu. Na jednej z niebezpiecznych ulic spotyka handlarza wstążkami i w przypływie rozpaczy oddaje mu się za kawałek czerwonego sznurka. Kilka miesięcy później, gdy jej matka dowiaduje się, że Mary jest w ciąży, wyrzuca ją z domu i wyrzeka się jej. Tym sposobem dziewczyna zostaje ladacznicą zakochaną w pięknych ubraniach, na które wydaje każdego zarobionego szylinga. 

"Ladacznica" to opowieść o brudzie, o chęci bycia kimś lepszym, o pięknych ubraniach, które prowadzą wprost do tragedii. Nie ma tam miejsca na miłość i pożądanie, jest tylko pustka i ciecz spływająca po udach. Beznadzieja, ale jednocześnie świadomość, że młodość, cięty język i wydekoltowane suknie zapewniają każde pieniądze. 

Mary Saunders, to dziecko, które chciało się tylko wybić z nizin społecznych, a spadło na samo dno. To dziewczynka zbyt wcześnie zmieniona w kobietę i pozbawiona niewinności. Uczona, że najważniejsza jest wolność i że nie ważne jak jest źle, nie wolno sprzedać swojej ostatniej sukni. Bo dzięki niej, na ulicy jest się kimś. 

Emma Donoghue napisała świetną książkę, która odziera rzeczywistość ze złudzeń. O Mary Saunders, dziewczynie, która powoli zmierza na samo dno piekła. I która podświadomie wie, że nie uwolni się nigdy od bycia ladacznicą. Najbardziej w powieści spodobał mi się kluczowy jej moment. Spodziewałam się czegoś mocnego, ale autorka przeszła tutaj samą siebie. Czy coś mi się nie podobało? Cóż, nie czarujmy się, nie miała to być bajka na dobranoc i też nią nie była. Więc nie, ta lektura była po prostu bardzo, bardzo dobra.

piątek, 26 września 2014

MICHEL MORAN "Doradca smaku"

Michele Moran jest znany w Polsce głównie jako juror programu "Master Chef". W telewizji można obejrzeć również jego program, o tym samym tytule, co książka, którą tu dzisiaj pokrótce przedstawię. Skusiłam się na nią (jak zresztą na wszystkie książki kucharskie jakie mam), bo uwielbiam oglądać jedzenie i szukać nowych inspiracji.

W swojej książce Moran prezentuje dania słone (których jest najwięcej), pikantne oraz słodkie. Tajemnicą każdej potrawy są odpowiednio do niej dobrane przyprawy, dzięki którym zyskuje ona niepowtarzalny smak. Przepisy opatrzone zostały zdjęciami nie tylko gotowego już dania, ale również kolejnych kroków jego przygotowania. Na obu skrzydełkach okładki umieszczona została bardzo przydatna tabela, podpowiadająca, jakie przyprawy wybrać do konkretnych składników. Jest też coś dla osób, które średnio radzą sobie ze zwykłym opisem przygotowania dania: przy każdym przepisie dodano kod QR, który po zeskanowaniu przenosi do przepisu "krok po kroku" online.

"Doradca smaku" przypadnie do gustu przede wszystkim zdeklarowanym mięsożercom. Znajdzie się tutaj kilka jarskich potraw, ale książkę zdecydowanie zdominowały różne rodzaje mięs w każdej postaci. Ja zadowolę się czerpaniem inspiracji z niektórych dań i spróbuję przerobić je na wegańską wersję.

Książka Michela Moran jest bardzo ładnie wydaną i dobrze opracowaną książką kucharską. Poziom trudności i czas wykonania dań jest bardzo różny, dzięki czemu każdy znajdzie tam coś na miarę swoich możliwości i czasu jakim akurat dysponuje. Ja pewnie wypróbuję przepis na placki ziemniaczane z borowikami i naleśniki z karmelem pomarańczowym i cynamonem. Czyż to nie brzmi pysznie?


środa, 24 września 2014

WILL FERGUSON "419. Wielki przekręt"

Will Ferguson jest podróżnikiem. Był w Ekwadorze, Japonii, Indonezji, Argentynie. Długo by jeszcze wymieniać. Pisał książki podróżnicze, co pewnie tłumaczy umiejętność barwnego i drobiazgowego opisu ludności i krajobrazu Afryki.

Wiecie co to jest 419? Ja też nie wiedziałam, a okazuje się, że stykam się z tym zjawiskiem codziennie. Kojarzycie źle przetłumaczone maile z zagranicy, zapewniające, że otrzymaliście spadek, bo jakimś inwestorze miliarderze, który mieszkał w Centrum Niczego, a teraz umiera na raka i postanowił wspaniałomyślnie oddać wam swoją fortunę? 
Każdego dnia takie wiadomości trafiają na skrzynki na całym świecie. Co gorsza, są ludzie, którzy z różnych powodów wierzą w te informacje i dają się oszukać. A wspomniane już 419, to numer paragrafu, pod którym znajdują się tego typu wyłudzenia. 

Jedną z osób, które dały się wciągnąć do "gry" był ojciec Laury Curtis. Został omotany tak, że przelał na nigeryjskie konto całe oszczędności, a nawet zastawił dom. Później się zabił, bo stracił wszystko i nie potrafił powiedzieć o tym swojej rodzinie. 

Ta książka jest o czterystadziewiętnastkowaniu, ale też o wszystkim, co się z nim łączy. O konsekwencjach, o ludziach, którzy są w to wplątani, o sieci powiązań, strachu i grubych pieniądzach. Jest też o chęci zemsty i łańcuszku jaki ona za sobą pociąga. O zaginięciach, morderstwach. tajemnicach i naiwności. 
Ta książka jest o świecie i o tym, że w życiu zawsze chodzi o pieniądze. Jest bardzo prawdziwa, tym bardziej, że porusza problem, który istnieje na prawdę. I choć fabuła w niej jest fikcyjna, to jest przestrogą dla uczciwych, ale i zachłannych ludzi. 

"419. Wielki przekręt" jest kawałem dobrej roboty i nie potrafię znaleźć innych odpowiednich słów, żeby opisać jak bardzo ta powieść do mnie trafiła. Z pewnością trafi do każdego, kto lubi dociekać, dowiadywać się nowych rzeczy i po prostu wiedzieć.


czwartek, 18 września 2014

BAZAREK Z KSIĄŻKAMI

Moja biedna półka na książki błaga o litość. I ja w jej imieniu proszę o wsparcie. Potrzebuję troszkę miejsca na nowe lektury, w związku z czym, muszę posłać w dobre ręce kilka starych.
Ceny mam nadzieję, na każdy portfel, a skoro to bazarek, to i potargować się można :).
Większość książek zrecenzowałam, więc klikając na ikonkę, będziecie się mogli więcej o nich dowiedzieć. 

Wszystkich zainteresowanych odsyłam na maila manuela.g@onet.pl lub w komentarze pod postem.
Ceny nie zawierają kosztu przesyłki. 
Wszystkie książki były czytane przeze mnie tylko raz, więc ich stan jest niemal idealny.

Zabójczy księżyc - N.K. Jemisin  N. K. Jemisin "Zabójczy księżyc". Cena 10zł

Całkiem dobra książka o miłości - Kucharska Anna A. Kucharska "Całkiem dobra książka o miłości". Cena 5zł

Wampiry Hollywoodu - Barbeau Adrienne, Scott Michael A. Barbeau, M. Scott "Wampiry Hollywoodu". Cena 10zł 

Ogrodnik szoguna - Petersin Thomas T. Petersin "Ogrodnik szoguna". Cena 10zł

Autokar do nieba - Olearczyk Paweł P. Olearczyk "Autokar do nieba". Cena 5zł. 

Brudna gra - Pałasz Nikodem N. Pałasz "Brudna gra". Cena 10zł.

Niespokojne kości - Starr Melvin M. Starr "Niespokojne kości". Cena 10zł.

W cieniu kaplicy - Starr Melvin M. Starr "W cieniu kaplicy". Cena 10zł.

Dawna miłość - Long Julie Anne J. A. Long "Dawna miłość". Cena 7zł.

Złudzenie - Erikson Thomas T. Erikson "Złudzenie". Cena 10zł.

Czerwony golem - Higgins Peter P. Higgins "Czerwony golem". Cena 10zł.

środa, 17 września 2014

NICK VUJICIC "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!"

Nick Vujicic, to wspaniała osoba. Mężczyzna pełen uśmiechu, tryskający energią, kochający życie i w pełni z niego korzystający. Z zawodu jest mówcą motywacyjnym, jeździ po całym świecie wspierając ludzi i ewangelizując. A, i taki mały szczegół, Nick cierpi na fokomelię, urodził się bez rąk i nóg.

Z autorem tej książki pierwszy raz zetknęłam się na Youtube. Oglądałam ten filmik, płakałam i zastanawiałam się, jak mogę być smutna i zrezygnowana skoro istnieje człowiek, który nie ma kończyn, a osiągnął w swoim życiu niesamowicie wiele. Nick przekonuje ponadto, że każdy z nas może wszystko, nie ważne w jakiej życiowej sytuacji akurat się znajduje. 

"Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!", to taki poradnik właściwego korzystania z wszelkich dobrodziejstw, które ofiarowuje nam Bóg (lub los, co kto woli). To nie byle jaka opowieść: o Nicku, jego dzieciństwie, sukcesach i porażkach, czy ogromnej wierze w moc stwórczą Boga. To również historie wielu ludzi w podobnej do Nicka sytuacji, które choć mogły się poddać, nie przestały walczyć o siebie i innych. W książkę wplecione jest mnóstwo przezabawnych wydarzeń, w których uczestniczył Nick, wiele opisów jego spotkań z ludźmi, wiele miłości, jaką go otoczono. Są też mniej różowe sytuacje, z którymi chcąc czy nie, mężczyzna musiał się zmierzyć. 

Fantastyczna książka uświadamiająca człowiekowi, że ma w życiu niezliczoną ilość szans do wykorzystania i rzeczy do zrobienia. To krzyk "Nie poddawaj się! Skoro ja mogę, nie posiadając rąk i nóg, to dlaczego Ty nie próbujesz?!". Gorąco polecam, Nick, jesteś wielki!

niedziela, 7 września 2014

ADRIENNE BARBEAU, MICHAEL SCOTT "Wampiry Hollywoodu"

Adrienne Barbeau to znana gwiazda telewizyjna, natomiast Michael Scott jest irlandzkim autorem bestsellerów. Ci dwoje postanowili połączyć siły by stworzyć cykl powieści opartych na bogactwie, przepychu i sekretach Hollywood.

Ovsanna Moore jest znaną wszystkim w Hollywood producentką i aktorką grającą w horrorach. Ma pieniądze, klasę i pewnie wielu wrogów, którzy chcieliby się jej pozbyć. Tak na marginesie, Ovsanna jest też kasztelanką wszystkich wampirów w Mieście Gwiazd. 
Peter King to policjant z komendy Beverly Hills. Zaistniał w medialnym świecie po uratowaniu tonącego chłopca. Teraz dostaje sprawę, która może mocno wywindować jego karierę, bądź też całkowicie ją zrujnować. Jego zadaniem jest złapanie kinowego Kosiarza, który zabija znane gwiazdy filmowe, które z kolei miały bezpośredni kontakt z Ovsanną Moore. 

Książkę zwinęłam koleżance, która miała zamiar ją sprzedać. Co prawda do wampirów podchodzę ostrożnie (w końcu groźne są...), ale całkowicie nie wykluczam ze lektur o takiej tematyce. "Wampiry Hollywoodu" to powieść nie powielająca schematów, skupiająca się raczej na aspekcie kryminalnym.  Sporo w niej krwi i dosyć brutalnych opisów. Podzielona jest na rozdziały, w których narratorką jest Ovsanna i na te, w których mówi Peter. Dzięki temu czytelnik poznaje historię z obu perspektyw. 

W książce nie spodobał mi się prymitywny język, taka prosta wulgarność. Nie wiem czy to wina tłumacza, ale w moim odczuciu mówi się np. "chleje", a nie "chla" (SERIO). Drobne błędy, które mają jednak wpływ na odbiór tekstu. 

Spodobał mi się za to sposób przedstawienia wampirów. Jak wszędzie, były długowieczne i silne, natomiast nie miały mocy świecenia w słońcu czy zabójczej urody. Tutaj wampir oznacza postać, która z biegiem lat paskudnieje, powoli staje się obrzydliwym jaszczurem, który musi ukrywać się przed światem. Istnieje tu też podział na różne klany, każdy z nich ma jakąś odrębną cechę zachowania lub wyglądu. 

Co do rozdziałów dotyczących Petera Kinga, można je określić jako typowo kryminalne i dobre. Z drugiej strony, czytelnik ma świadomość co zostaje przed wywiadowcą ukryte i to chyba trochę przeszkadza w cieszeniu się lekturą. 

"Wampiry Hollywoodu", to średniej klasy powieść, którą czyta się szybko i przyjemnie. To świeże spojrzenie na wampiryzm oklepany już ze wszystkich stron. Plusów jest tyle ile minusów, więc bilans wychodzi na zero (chociaż to "chla"...).

wtorek, 2 września 2014

MALCOLM MACKAY "Lewis Winter musi umrzeć"

"Lewis Winter musi umrzeć" to debiut powieściowy Malcolma Mackaya. Książka została dobrze przyjęta przez krytyków i czytelników, a niedługo na półkach sklepowych będzie można dostać całą trylogię autora.

Choć zdanie z okładki głosi, że trudno jest dobrze zabić człowieka, to myślę, że Calum McLean nie ma z tym większych kłopotów. Dostaje zlecenie, przyjmuje je, obserwuje ofiarę i w odpowiednim momencie uderza. Lewis Winter naraził się ludziom, którzy nie dają sobie w kaszę dmuchać, więc musiał umrzeć. I umarł.

Malcom Mackay stworzył powieść kryminalną wartą każdej pozytywnej opinii, jaką o niej napisano. Fabuła dotyczy gangsterskiego półświatka Glasgow, a autor idealnie oddaje jego charakter. Książka skupia się na sposobie komunikacji między gangsterami, dokładnie opisany jest również sam sposób popełnienia morderstwa, wszelkie kroki jakie należy podjąć (tak sobie teraz myślę, że brzmi to jak przewodnik dla początkujących morderców ;)). Ciekawym pomysłem jest pokazanie przesłuchania od strony świadka, ujawnienie myśli obu stron.

Książkę czyta się bardzo szybko, a to za sprawą krótkich rozdziałów. Każdy z nich dotyczy innego z bohaterów. Cyngiel, szef jednej z organizacji gangsterskich, Zara - dziewczyna ofiary, no i oczywiście oficer prowadzący dochodzenie. Dzięki takiemu kalejdoskopowi postaci, czytelnik ma szansę poznać półświatek z każdej strony, wniknąć w niego jeszcze głębiej. 

Jedynym mniej potrzebnym elementem w powieści był dla mnie spis postaci umieszczony na jej początku. Zajmuje on trzy strony i jeśli się go przejrzy, to można być trochę przerażonym ilością bohaterów. Ja zupełnie pominęłam ten wstęp i niczego nie straciłam, bo postaci są na tyle wyraziste, i jest ich na tyle mało, że nie potrzebowałam dodatkowej nawigacji. 

Podsumowując, "Lewis Winter musi umrzeć", to bardzo dobry kryminał, który śmiało mogę polecić. Na pewno spodoba się on osobom lubiącym książki dopracowane i napisane starannie. Ja z pewnością sięgnę po kolejne części.

poniedziałek, 1 września 2014

Premiera pierwszej polskiej powieści w serii Uniwersum Metro 2033!

Zapraszam do zapoznania się z fabułą i fragmentami audio :) Ja już zacieram łapki.


Nareszcie! Jest sygnał z Krakowa! W końcu mamy dowód na to, że także i w Polsce żyją niedobitki po nuklearnej zagładzie… Z nieukrywaną dumą – wraz ze znakomitym autorem, Pawłem Majką – oddajemy w Wasze ręce pierwszą polską powieść w Uniwersum Metro 2033. Czekanie naprawdę się opłaciło. Witajcie w Polsce, w roku 2033…

(Dmitry Glukhovsky, autor bestsellerów Metro 2033 i Metro 2034
twórca międzynarodowego projektu Uniwersum Metro 2033)


Dwie dekady po Pożodze, globalnej zagładzie atomowej. Gatunek homo sapiens na powrót został sprowadzony do roli jednego z konkurentów w grze o przetrwanie. Zmieniło się wszystko. Tylko ludzie pozostali tacy jak dawniej.
Nowa Huta. Zaprojektowane i zbudowane od podstaw robotnicze miasto. XVIII dzielnica Krakowa. To tu, w podziemnych schronach, mieszkają ci, którzy przetrwali nuklearną apokalipsę. Każdy dzień oznacza dla nich walkę, każdy miesiąc przynosi nowe zagrożenia. Wśród strzępów cywilizacji przeżycie kolejnego roku zakrawa na cud.
Zdradzeni i zmuszeni do ucieczki mieszkańcy Nowej Huty wyruszają na poszukiwanie mitycznego raju – Kombinatu. Nie wiedzą jeszcze, że z niedostępnego dla nich centrum Krakowa nadciąga przerażająca horda, która odmieni znany im świat.
Jednak to śmiertelne niebezpieczeństwo okaże się tylko tłem dla piekła, które ludzie niezmiennie gotują sobie sami nawzajem.

Fragmenty audio:

czwartek, 28 sierpnia 2014

ANNE RICE "Pokuta"

Anne Rice to pisarka znana przede wszystkim z bestsellerowego "Wywiadu z wampirem". Jej najnowsza książka powstała pod wpływem nawrócenia się pisarki na wiarę katolicką. "Pokuta", to moje pierwsze zetknięcie się z twórczością autorki, wydaje mi się więc, że recenzja będzie obiektywna, nie skalana żadnymi oczekiwaniami.

Lucky'ego czytelnik poznaje gdy ten przygotowuje się do wykonania kolejnego zlecenia Pana Sprawiedliwego - zabójstwa jakiegoś mężczyzny. Dla płatnego mordercy nie ma znaczenia kim jest ofiara, jego jedynym i nadrzędnym celem jest zadanie śmierci w możliwie bezbolesny sposób. Lucky nienawidzi okrucieństwa. Tego dnia, gdy ofiara już nie żyje, do mordercy przychodzi anioł i składa mu propozycję nie do odrzucenia. Jeśli Lucky się zgodzi, wszystkie grzechy zostaną mu odpuszczone i dostąpi zbawienia. 

Powieść Rice podzielić można na trzy części. Pierwsza to morderstwo, druga - spotkanie Malachiasza i historia życia Toby'ego vel. Lucky'ego, a trzecia to misja, którą ten dostał od anioła. Najbardziej spodobała mi się ta dotycząca dzieciństwa mężczyzny. Była krwawa, mocna i wzruszająca. Doskonale tłumaczyła to, kim Toby stał się w przyszłości. Trzecia część, jest od pozostałych mocno oderwana, pisarka przenosi czytelnika do XIII-wiecznej Anglii i tylko główny bohater pozostaje ten sam. Właśnie te przenosiny zupełnie popsuły mi odbiór powieści. Po pierwsze za mocno nawiązywano tam do Boga, a po drugie, akcja, choć dalej była wartka i ciekawa, to nijak się miała do całości. 

Anne Rice stworzyła bardzo nietuzinkowego bohatera - z jednej strony płatnego mordercę, wyrachowanego i działającego z zimną krwią, któremu odbieranie życia sprawia ogromną przyjemność. Z drugiej, uosobienie delikatności, wielbiciela muzyki, który gra na lutni i uwielbia czytać. Jego wygląd jest raczej anielski, acz nierzucający się w oczy. 

Bardzo żałuję, że autorka nie pozostała przy wątku mordercy, a anioła nie wplotła w nieco mniej "fantastyczny" sposób. Całe to przemieszczanie się w czasie, porzucanie dotychczasowego życia dla służby dobru średnio do mnie przemówiło. Książka nie jest zła, chętnie sięgnę po kolejny tom, gdyż jestem ciekawa jak Rice dalej pokieruje losami głównego bohatera, nie jestem jednak zachwycona powieścią. A szkoda.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

DAN BROWN "Zaginiony symbol"

Jakieś trzy lata temu ogarnął mnie dziki szał na powieści Dana Browna. Pamiętam, że przeczytałam wszystkie w bardzo krótkim czasie i nie było takiej, która by mi się nie spodobała. "Zaginiony symbol" dość długo musiał czekać na swoją kolej, ale gdy w końcu się doczekał, lektura poszła mi jak z bicza strzelił. 

Głównym bohaterem jest znany już czytelnikom z "Kodu Leonarda da Vinci" Robert Langdon, profesor z Harvardu. Langdon dostaje telefon od asystenta swojego przyjaciela, Petera Salomona, aby bezzwłocznie przyleciał do Waszyngtonu w celu wygłoszenia odczytu w zastępstwie za nieobecnego wykładowcę. Gdy mężczyzna przybywa na miejsce okazuje się, że odczyt, to tylko pretekst-pułapka. W Rotundzie Kapitolu, ktoś umieścił odciętą dłoń Petera z wytatuowanymi symbolami i masońskim pierścieniem. Robert musi współpracować z porywaczem by uwolnić przyjaciela, nie wie jednak, że sprawa dotyczy bezpieczeństwa narodowego.

Dan Brown jest pisarzem, który nigdy nie zawodzi swoich czytelników. Jego książki są pełne tajemnic do odkrycia, nauki i fascynujących faktów. Tym razem na plan pierwszy wysuwają się Masoni, ich rytuały, obrzędy i tajemna wiedza. Łączy się to również z dziedziną zwaną noetyką, która daje odpowiedź na każde pytanie, jakie tylko odważymy się zadać. 

Pisarz konstruuje swoje powieści w taki sposób, by łączyć ciekawą fabułę i dynamiczną akcję z odkrywaniem i przyswajaniem informacji, którymi normalnie byśmy się nie zainteresowali. Dzięki jego książkom zwykle mam chęć by bliżej poznać tematy, które porusza. Jak zwykle polecam, tymczasem poluję na "Inferno", z którego przeczytaniem zwyczajowo zwlekam już za długo.

sobota, 23 sierpnia 2014

SYLVIA DAY "Żar nocy"

"Żar nocy" to druga część cyklu "Strażnicy snów". Pierwsza część, "Rozkosze nocy", podobała mi się i z przyjemnością rozpoczęłam kolejny tom. Właściwie rozpoczęłam i skończyłam, bo przeczytałam ją bez najmniejszej przerwy.

Tym razem głównymi bohaterami są przyjaciele namiętnej pary z części pierwszej - Aidana Crossa i Lyssy Bates. Do świata rzeczywistego przechodzi Connor - musi ostrzec Aidana i pomóc mu w walce z Koszmarami, które przedostały się na Ziemię ze Zmierzchu. Zamiast przyjaciela, Connor zastaje w domu Lyssy jej koleżankę Stacey i od progu daje jej do zrozumienia, że chętnie zobaczyłby ją w swoim łóżku. Co jednak, gdy okaże się, że Stacey zawładnie nie tylko jego rosnącym pożądaniem, ale również sercem?

Pierwsze co mnie w tej książce zdziwiło, to, bardzo paradoksalnie, rozmiar czcionki. Jest duuuża... nie wiem, może autorce było smutno, że wyszła jej chudsza książka (tom pierwszy był nieco obszerniejszy i miał mniejszą czcionkę). Później już nic mnie nie dziwiło, bo oddałam się lekturze.

W tym tomie Sylvia Day wrzuca trochę na luz - w końcu nie samym seksem żyje człowiek (ha! może tu tkwi powód, dla którego książka jest cieńsza!). Jest więcej czułości, akcji i przez to fabuła zaczyna przypominać w jakimś stopniu rzeczywistość. Bohaterowie są nieco bardziej dojrzali i odpowiedzialni, pewnie dlatego, że Stacey ma dziecko, a jest dobrą matką.

Wyłapałam w książce jedną nieścisłość, której wręcz nie da się przeoczyć - autorka pomyliła w pewnym momencie imiona naszych cudownych mężczyzn. Wyszło komicznie (jakby Aidan rozmawiał z Aidanem), choć bardzo jestem zdziwiona, że nie zostało to wychwycone przy korekcie tekstu.

Przyjemna i odprężająca lektura. Taka przy której można się zrelaksować, pośmiać, ogólnie miło spędzić czas. Czekam zatem na tom kolejny.

czwartek, 21 sierpnia 2014

E. L. JAMES "Ciemniejsza strona Greya"

Jak głosi tekst z okładki: "Ciemniejsza strona Greya" to kilka deko lukru, szczypta pieprzu, kilka kropel perwersji i garść pikanterii. Ja ujęłabym to w nieco innych proporcjach, zdecydowanie przeważałby lukier.

Drugi tom trylogii E. L. James jest bezpośrednią kontynuacją części pierwszej, nie ma zatem możliwości czytania od środka (choć z pewnością uchroni was to przed atakiem "Wewnętrznej Bogini"). W tej książce zimny jak lód Christian Grey postanawia zmienić się dla pierwszej dziewczyny, która zawładnęła jego sercem - Anastasii Steele. Oczywiście na początku dosyć opornie mu to idzie, do tego jest zazdrośnikiem, a że pieniędzy ma w bród, to potrafi nieźle skomplikować swojej dziewczynie życie. O jego ciemniejszej stronie nie wspomnę ani słowem. Wydaje mi się, że nie muszę, każdy pewnie się jej domyśla. 

Trudno ukryć, że fenomenem książki jest seks. Wręcz przeciwnie, wszyscy to podkreślają. Fabuła jest zwyczajna i prosta jak budowa cepa, więc nie zrobiłaby z tej książki bestselleru. Seks pojawia się właściwie na co drugiej stronie i to pewnie te strony tak przyciągają kobiety z całego świata. Do grona wspomnianej już wewnętrznej bogini, Św. Barnaby i przygryzania warg dumnie dołączyła podświadomość. Mam wrażenie, że pierwsza trójka bez bicia ustąpiła jej pola - z jednej strony to dobrze, z drugiej, wrzucamy podświadomość na czarną listę. 

Sumując to wszystko, otrzymujemy dobrą powieść erotyczną, bo wątki erotyczne napisane są z ogromną pieczołowitością. Niestety całość psuje lawina lukru i denerwująca osobowość głównej bohaterki. 

wtorek, 19 sierpnia 2014

SUREN CORMUDIAN "Dziedzictwo przodków"

Nie trudno zauważyć, że bardzo lubię serię Uniwersum Metro 2033. Na pewno nie jestem jedynym takim przypadkiem, o czym świadczyć może chociażby coraz większa kolekcja tych pozycji na polskim rynku wydawniczym.

Suren Cormudian postanowił przenieść czytelników do Moskwy i Kaliningradu. Książkę rozpoczyna prolog, który wprowadza nieco historii faszystów oraz ich tajemnic zakopanych głęboko w tych terenach. Pięcioro przyjaciół schodzi w podziemia Piątego Fortu, by troszkę "pogrzebać" w owych tajemnicach. Jegor, Rusik, Sańka i Lena. Gdyby wiedzieli, że fort będzie niedługo ich jedynym ratunkiem, pewnie te kilka dni pod powierzchnią, spędziliby inaczej.

"Dziedzictwo przodków" różni się znacząco od innych książek z serii Metro. Przede wszystkim nie ma tam żadnego metro, a przynajmniej taka jest wersja oficjalna. Są za to bazy wojskowe, w których mieszkają ocaleni ludzie. Nie ma też zmutowanych potworów (nie licząc krabów wielkości ciężarówki. Kraby się nie liczą). Są za to ludzie, którzy przybyli odebrać "swoje" dziedzictwo przodków. I których trzeba przed tym powstrzymać.

Chyba pierwszy raz muszę powiedzieć, że nie jestem zachwycona lekturą. Rozczarowana również nie jestem. Po prostu nie ma tego "wow", które zwykle mi towarzyszyło. Jest w porządku, czytało mi się lekko, sprawnie i z dreszczykiem emocji.
Suren Cormudian mocno postawił w powieści na historię. Widać, że zna się na rzeczy, pasjonuje go również broń z odległych czasów jak i taktyki wojenne. To wszystko mocno odczuwa się podczas lektury. Może dlatego trochę byłam zawiedziona, że nie jest jak zwykle. Bo Metro uwielbiam przede wszystkim za to, że jest takie odrealnione, postapokaliptyczne. Tu chyba za dużo było wszystkiego, co na co dzień możemy obejrzeć w mediach. Może i wizja prawdopodobna - władza, władza i jeszcze raz władza, ale no, do mnie to jakoś średnio przemówiło. 

Póki co, moimi ulubionymi z serii, pozostaje trylogia Andrieja Diakowa. A kiedy w końcu dorobię się oryginałów (taaaak, nadal nie czytałam), to zobaczymy, może zmienię zdanie. 
Sam Projekt Uniwersum Metro 2033 uważam za bardzo udany i oby było go jak najwięcej.