sobota, 30 marca 2013

HELGA VEISSOWA "Dziennik Helgi"

Z pewnością czytaliście do tej pory mnóstwo książek o holocauście. Pewnie wychodzą wam już bokiem. Ja chyba jestem jakimś dziwnym wyjątkiem, bo mnie ta tematyka nigdy nie nudzi, nigdy nie mam jej dosyć, choć jest przytłaczająca i smutna.  "Dziennik Helgi" jest z tej samej półki, co np. "Opowiadania" Tadeusza Borowskiego, ale różni się jednym istotnym szczegółem - jest napisany przez dziecko. I właśnie dlatego myślę, że warto po niego sięgnąć.

Zaczęło się od rozporządzeń: Żydom nie wolno chodzić do kina, Żydom nie wolno bawić się na placach zabaw, Żydzi muszą jeździć ostatnim wagonem tramwaju, Żydzi muszą nosić gwiazdy na ramieniu żeby można ich było łatwo zlokalizować. Wreszcie - Żydów trzeba wywieźć. Nie są nam tutaj potrzebni. Tym oto sposobem, mała Helga wraz z rodzicami pojechała transportem do obozu w Terezinie. Właściwie nie było tam aż tak źle - nie mogła się jedynie widywać z tatą, no i było mało miejsca, ale i jedzenie dało się jakoś przeszmuglować, i miało się własne ubranie. Później tato Helgi pojechał gdzieś kolejnym transportem. Okazało się, że rodzina może jechać za nim, więc wraz z mamą pojechały. Trafiły do Oświęcimia. Tam, kilkugodzinne apele na mrozie, brak jedzenia i ciepłego kąta. Kolejny transport - Freiberg i praca w fabryce samolotów. Ostatni przystanek Mauthausen - 16 dni w pociągu, kilkudniowe głodówki, myśli samobójcze i "niech to wszystko się wreszcie skończy". Podobno nadzieja umiera ostatnia, udało się, są wolne.

Po przeczytaniu takiej książki, człowiek dochodzi do wniosku, że co by nie było, miał szczęśliwe dzieciństwo. Nie musiał udawać, że jest dobrze, gdy nie było. Nie mdlał na mrozie z głodu i wycieńczenia. Nie uśmiechał się, gdy było mu smutno. Żydowskie dzieci w czasie holocaustu bardzo szybko musiały dorosnąć. Przecież nie mogły pokazać Niemcom, że ci są lepsi od nich. Musiały walczyć, chociaż zabrano im wszystko.

"Dziennik Helgi", to niczym nie upiększone i nie zmienione świadectwo dziewczynki, która przeżyła koszmar. Przez każdą stronę książki przebija szczerość i prawdomówność. Czytelnik ma świadomość, że to pisało dziecko i jest pod ogromnym wrażeniem. Dodatkowym atutem jest strona wizualna - w środku znajdują się wklejki ze zdjęciami rodziny Helgi oraz jej rysunki z czasów obozu. Słowniczek pomaga w zrozumieniu niemieckich słów, zaś wywiad z autorką idealnie dopełnia całość obrazu.

Przy tej książce nie ma mowy o marnowaniu czasu. Każda minuta z nią spędzona troszkę bardziej otwiera oczy. I nie ważne, że to samo czytało się już setki razy. Zawsze działa tak samo. Polecam.

Za egzemplarz dziękuję Pani Iwonie Wodzińskiej :)

2 komentarze:

  1. Czytałam kilka książek o Holocauście, ale jeszcze nie wychodzą mi bokiem i myślę, że nieprędko to się stanie, ponieważ lubię zapoznawać się z tą niełatwą i smutną tematyką. "Dziennik Helgi" mam w planach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Głośno o niej ostatnio. Przeczytam

    OdpowiedzUsuń