Książka "Weganizm", to zbiór dziesięciu obietnic, które spełnią się, gdy jej czytelnik zdecyduje się wcielić w życie wskazówki, które zawierają. Każda obietnica dotyczy innej kwestii - szczupłej sylwetki, zdrowia, ekonomii, ideologii, czy cierpienia zwierząt (co w przypadku weganizmu odgrywa istotną rolę). Teorie, które przedstawia Freston są poparte prawdziwymi historiami ludzi, którzy na własnej skórze przekonali się o cudownych właściwościach diety oraz wywiadami ze specjalistami badającymi wpływ diety wegańskiej na zdrowie człowieka.
O diecie wegańskiej słyszałam nie raz. Często jawiła mi się jako coś koszmarnie trudnego, niemal niewykonalnego i "pozbawiającego życie sensu" (cytatuję tutaj moją przyjaciółkę). Książka Kathy Freston jest chyba drugą z tej tematyki, jaka wpadła mi w ręce, jest też zdecydowanie lepsza, bo bardziej nakierowana na sam weganizm ("Superodporność" mocniej skupiała się na kwestii wypracowania odporności i zdrowiu samym w sobie).
Autorka przekonuje do diety roślinnej, ale wyraźnie zaznacza, że nic na siłę, że niektórzy potrzebują sporo czasu by całkowicie zrezygnować z mięsa i produktów odzwierzęcych. Jak mówi, sama powoli i stopniowo wykluczała ze swojego jadłospisu kolejne rodzaje mięs. Równocześnie, kobieta udowadnia, że dieta wegańska wcale nie jest trudna, że można znaleźć wiele odpowiedników mięsa i sera w wersji sojowej (podobno bardzo zbliżonych smakiem).
Nie chcę tutaj wygłaszać peanów na cześć Kathy Freston i jej książki, nie chcę też trąbić, że ta pozycja zmieniła moje życie, ale chyba faktycznie tak jest. Czasem potrzebny jest odpowiedni bodziec, by zmienić czyjeś życie. Dla mnie tym bodźcem jest "Weganizm". Co z tego, że słyszałam o paskudnych rzeźniach, w których zabijane są kurczaki i krówki. Co z tego, że koleżanka jest weganką i zapraszała mnie na spotkania dotyczące diety roślinnej. Dopiero "Weganizm" uświadomił mi wielkość problemu i to, jak powinnam jeść. I cieszę się z tego, bo wiem, że podjęłam słuszną decyzję.
Od strony merytorycznej na prawdę nie ma się do czego przyczepić. Książka jest przejrzysta, czyta się ją z łatwością. Kathy Freston nie operuje żadnymi trudnymi do odczytania terminami, o których zwykły śmiertelnik nie ma bladego pojęcia. Stara się też przekazać wszystko w przystępny dla niego sposób. Myślę, że każdy może przeczytać "Weganizm". Ostatecznie to od niego zależy czy zechce zastosować się do rad w niej zawartych, czy nie. Myślę, że warto zapoznać się z nią chociażby dla samej wiedzy na ten temat.
Za książkę dziękuję Studiu Astropsychologii :)
Z ogłoszeń mało istotnych: przez kolejny tydzień nastanie tutaj cisza jak makiem zasiał. Jutro wylatuję do Barcelony zwiedzać i cieszyć się ciepełkiem :)
Nie moje klimaty niestety
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie nie jeść mięsa i raczej żadna książka tego nie zmieni. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
(kiedyś Aleksandra z ksiazkowa-kraina.blogspot.com)
Pewnie mogłabym żyć bez produktów pochodzenia zwierzęcego, ale kurcze, szczerze mówiąc nie bardzo chcę ;) Nie wyobrażam sobie kawy bez mleka albo sałatki z makaronem bez kurczaka i tak dalej :)
OdpowiedzUsuń