poniedziałek, 30 września 2013

MARKUS ZUSAK "Złodziejka książek"


 Wypożyczając tę książkę nie miałam zielonego pojęcia o jej tematyce, co więcej, nie przyszłoby mi do głowy, że głównym jej motywem jest holocaust. Dla mnie liczył się przyciągający jak magnes tytuł (TAK, często kieruję się detalami typu tytuł, czy okładka), a że o czasach II WŚ „lubię” czytać, to czym prędzej się za to zabrałam.

Tytułowa złodziejka ma na imię Lisel. Poznajemy ją w drodze do „nowych” rodziców, bo jej biologiczna mama nie może jej zapewnić bezpieczeństwa w czasie wojny. Swoją pierwszą książkę Lisel kradnie grabarzowi podczas pogrzebu jej małego braciszka. Co ciekawe, wtedy jeszcze nie potrafi jej przeczytać. Dziewczynka trafia do rodziny Hansa i Rosy Hubermann, do niemieckiego miasteczka Molching. Jej nowy papa jest malarzem pokojowym, gra też pięknie na akordeonie, mama zaś znana jest z niedobrej kuchni i ciętego języka (do Lisel zawsze zwraca się per Saumensch, do męża Saukerl, co jest obraźliwe). Do grona najbliższych, należy również zaliczyć Rudy’ego Stainera, chłopca, o „włosach żółtych jak cytryna”.

Życie Hubermannów nie jest łatwe, zresztą, nikomu w czasach wojny nie żyje się łatwo. Rodzice Lisel, dodatkowo narażają się na niebezpieczeństwo ukrywając w piwnicy swojego domu Żyda. Nikt o zdrowych zmysłach nie podjąłby się takiego przedsięwzięcia, lecz oni tak.

Narratorem „Złodziejki książek”, nie jest, jak można by się tego spodziewać Lisel, lecz Śmierć. Całą historię poznajemy z jej perspektywy. Liczymy zmarłych i tych, którzy Mu (bo to mężczyzna!) uciekli. Poznajemy umieranie z nowej, kolorowej strony. Wydaje się nam mniej straszliwe, bardziej humanitarne, zwyczajne, jak codzienne mycie zębów.

Ciekawym aspektem jest umieszczenie w roli głównej Niemców, którzy pomagają Żydowi, a nienawidzą swojego Fuhrera. Myślę, że ważne jest pokazywanie drugiej strony medalu. Tego, że nie każdego można mierzyć jedną miarą, że człowiek, to przecież człowiek, nie ważne jakiej jest nacji, każdy ma uczucia.

Pewne jest jedno – już dawno nie płakałam tak bardzo przy żadnej książce. Nie można inaczej, lektura porusza do głębi, łzy same cisną się do oczu. Jest to zdecydowanie świeże i nowe podejście do tematu holocaustu. Więc, jakby to powiedziała Rosa – przeklęci Saumensch i Saukerl, bierzcie się do czytania!

3 komentarze:

  1. Niestety mnie ta książka rozczarowała, ale bywa i tak. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, ale dawno temu. Pamiętam, że byłam wstrząśnięta i bardzo płakałam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się podobała. Bardzo wzruszająca.

    OdpowiedzUsuń