Z Johnem Irvingiem poznałam się bliżej przy okazji lektury
„Świata według Garpa”. Później przyszła kolej na „Ostatnią noc w Twisted
River”, a później okazało się, że całkiem nieźle się ze sobą dogadujemy i chyba
zostaniemy przyjaciółmi.
„W jednej osobie” zaczęłam czytać zupełnie nie znając zarysu
fabuły (zazwyczaj czytam chociaż notę z okładki). Główny bohater Billy,
przedstawia czytelnikowi historię swojego życia biseksualisty. Poznajemy go,
jako małego chłopca, który odczuwa pociąg do niewłaściwych osób, a następnie
kroczymy z nim przez życie, które bynajmniej nie jest usłane różami. Jeśli
chodzi o rys historyczny, akcja rozgrywa się w Ameryce, od lat 50. aż do czasów
współczesnych. Autor pokazuje homofobię, plagę AIDS – jak dla mnie był to jeden
z najtrudniejszych, ale i najciekawszych wątków.
Mogłoby się wydawać, że ta powieść jest zwyczajna. Nic
bardziej mylnego! Jest przezabawna, ironiczna, pełna dystansu do orientacji
seksualnych, po prostu niezwykła. Irving ma to do siebie, że nawet tematy tabu
potrafi pokazać w taki sposób, że nikogo nie dziwią, nie gorszą, co więcej,
podobają się.
Bohaterowie książki są jedyni w swoim rodzaju, nie sposób
nie polubić dziadka Harry’ego, czy nie zakochać się w pannie Frost (choć jak się
okazuje, nie do końca jest panną…).
Cóż mogę dodać? John Irving po raz kolejny pokazał klasę,
myślę, że każdy, kto przeczyta tę książkę, będzie musiał się ze mną zgodzić w
tej kwestii. Zachwalam do kwadratu, ale inaczej nie umiem.
Ale piękne zdjęcia :) Książka mnie ciekawi
OdpowiedzUsuń