wtorek, 25 lutego 2014

JOHN MARSDEN "Jutro 7"

Gdy pisałam recenzję "Jutro 6" byłam przekonana, że to koniec serii. Że już nie spędzę całego dnia z Ellie, Fi, Lee, Homerem i Kevinem. Wyobraźcie więc sobie moją radość, gdy dopadłam "kolejną" ostatnią część.

Nie chcę za wiele spoilerować, każdy szanujący się molik książkowy powinien mieć "Jutro" chociażby w najgłębszych zakamarkach pamięci. A fanom serii chcę umożliwić miłe sam na sam, bez specjalnych rekomendacji, których tutaj zresztą nie potrzeba. 

Zdradzę jedynie, że duża część książki dotyczy tylko Ellie. Możecie mi teraz wytknąć, że we wszystkich tomach tak jest, w końcu Ellie, to nasza narratorka. Nigdy jednak nie zdarzyło się tak, że paczka przyjaciół rozdzieliła się na długi okres czasu. John Marsden postanowił zabić czytelnikom ćwieka i pobawić się w ciuciubabkę. Jak zwykle, świetnie mu wyszło.

Ja "Jutro 7" przeczytałam na raz. Po prostu ułożyłam się wygodnie, otworzyłam książkę... i nagle zrobiło się pięć godzin później. Piszę o tym, bo mało jest lektur, które wciągają mnie do tego stopnia. Zawsze zdarzy się coś, co każe mi zamknąć książkę i robić coś innego. Tu po prostu wsiąkałam w fabułę, nie mogąc się doczekać kolejnych stron, rozdziałów i tomów. 

Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, warto, na prawdę warto przynajmniej spróbować ją przeczytać. Tomy nie są długie, John Marsden umie opowiadać dobre historie, umie czytelnika zaciekawić, rozśmieszyć, sprawić by się bał i by zapłakał nad losem bohaterów. Oczywiście nie jest to literatura najwyższych lotów, "Jutro" ma służyć rozrywce. I jako rozrywka sprawdza się idealnie, w każdej możliwej sytuacji. 

1 komentarz: