wtorek, 13 sierpnia 2013

JEREMY CLARKSON "Wytrącony z równowagi"

Kilka lat temu kolega polecał mi książki Clarksona. Z ciekawości przeczytałam jeden, czy dwa jego felietony, ale nie spieszyło mi się szczególnie do całych tomów (być może dlatego, że należą do tych bardziej opasłych). Gdy jednak dostałam propozycję zrecenzowania jednego z nich, z chęcią się zgodziłam. 

Jeremy Clarkson to jeden z najlepiej zarabiających dziennikarzy motoryzacyjnych, którego większość ze zwykłych śmiertelników kojarzy z programu "Top Gear", w którym ten testuje różnego typu samochody.

Jego najnowsza książka "Wytrącony z równowagi" jest, teoretycznie rzecz ujmując, zbiorem recenzji aut - od Fiata 500 po Lamborghini Gallardo. Dlaczego teoretycznie? Clarkson pisze w niej bowiem o wszystkim, a samochody choć ciągle w centrum uwagi, są jakby na małym marginesie. Czytamy zatem o paskudnych wieczorach kawalerskich, na których "całkiem normalni mężczyźni wymiotują i wpychają sobie w zadki warzywa korzeniowe" (zacytowałam z pamięci, tak mi się spodobało ;)), o piciu alkoholu i wjeżdżaniu później do morza, o absurdalnych ograniczeniach prędkości, które nic nie zmieniają i o tym, w jaki sposób bardzo szybko można stracić życie.

Język, jakim posługuje się Clarkson jest prosty i zabawny, mężczyzna jest w swoich felietonach niezwykle cyniczny i pewnie momentami godzi w uczucia co wrażliwszych osób, ale... jakie to ma znaczenie, jeśli zapewnia przy tym maksimum rozrywki? Na prawdę, ciężko jest się od tej książki oderwać, co może troszkę dziwić, skoro z motoryzacją mam tyle samo wspólnego co ze skakaniem na bungee bez zabezpieczenia. 

Jeśli chodzi o kwestię dotyczącą samochodów, tu możecie się spodziewać pełnego profesjonalizmu przyprawionego nutką ironii. W lekturze pomagają piękne fotografie recenzowanych wozów, które z pewnością dadzą jako takie pojęcie o tym, o czym się czyta. Wydaje mi się, że na opinii Clarksona spokojnie można bazować jeśli chce się kupić samochód (więc, tak, kupię Fiata 500). 

Cóż, polecam. Nawet jeśli nie macie zielonego pojęcia o napędzie na obie osie, silniku V8 (lub, nie daj Boże, V12) czy manetkach do zmiany biegu umieszczonych przy kierownicy. To nie są istotne informacje i tak będziecie się przy niej świetnie bawić.

Dziękuję za egzemplarz recenzyjny Pani Iwonie Wodzińskiej!

2 komentarze:

  1. Nie przepadam za Clarksonem, ale muszę przyznać, że jest ostry, ironiczny - i zwyczajnie dowcipny. Chętnie poczytałabym te recenzje - felietony:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, teraz myślę, że bym przeczytała

    OdpowiedzUsuń