„Submarino” wyróżniono Nagrodą Literacką P.O. Enquista 2010,
w tym samym roku została również zekranizowana pod tym samym tytułem. Ja
trafiłam na książkę, jak zwykle zresztą, przypadkowo w bibliotece, a jako że na
mojej liście widniała od X czasu, to grzechem byłoby jej nie wypożyczyć.
W „Submarino” bohaterów mamy kilkoro i próżno byłoby szukać
wśród nich pozytywnych. Najpierw poznajemy Nicka – mężczyzna wychodzi właśnie z
więzienia, gdzie odsiadywał karę za ciężkie pobicie. Mieszka sam, ostro trenuje
na siłowni i usiłuje zapomnieć o swojej dawnej miłości Anie. Przy okazji
śledzimy losy brata Any Ivana, który pomieszkuje w starej, spalonej fabryce i
próbuje w jakiś sposób wiązać koniec z końcem.
Następnie akcja przenosi się do mieszkania brata Nicka oraz
jego małego synka Martina. Ojciec Martina od dawna jest w ciągu narkotykowym,
żeby mieć pieniądze na utrzymanie dziecka, sam zaczyna dealować heroiną.
Książka jest swojego rodzaju hipnozą. Wciąga czytelnika w
swój brudny świat, opowiada mu najgorsze historie, które przecież zdarzają się
na co dzień, ale o których właściwie się nie myśli. Seks, narkotyki, koksy,
dziwki, handlarze i mordercy. Tutaj każdy z nich znajdzie swój azyl. Nie wiem,
co takiego jest w prozie Bengtssona, może to, że nie owija w bawełnę. A może po
prostu temat, który nigdy się nie przedawnia, przeciwnie, często przybiera na
sile.
Powieść jest bardzo realistyczna, czytelnik na własnej skórze
może poczuć się dilerem, jak to jest żyć na granicy społeczeństwa i prawa. Jak
radzić sobie w niebezpiecznych sytuacjach, jak wyrobić sobie w mieście pozycję
i przy tym wszystkim, jak nie zwariować.
Jestem pod sporym wrażeniem, polecam szczególnie tym, którzy
mają dosyć mdłych happy Endów i dla odmiany zapewniliby sobie garść czegoś mocnego,
czegoś noir.
OOO, zaciekawiłaś mnie
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś sięgnę. ;-)
OdpowiedzUsuń